ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ Soundtrack From The Film More w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — Soundtrack From The Film More

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1969
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Cirrus Minor (Waters) [05:17]
2. The Nile Song (Waters) [03:26]
3. Crying Song (Waters) [03:33]
4. Up The Khyber (Mason, Wright) [02:13]
5. Green Is The Colour (Waters) [02:57]
6. Cymbaline (Waters) [04:50]
7. Party Sequence (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [01:07]
8. Main Theme (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [05:29]
9. Ibiza Bar (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [03:18]
10. More Blues (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [02:12]
11. Quicksilver (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [07:13]
12. A Spanish Piece (Gilmour) [01:06]
13. Dramatic Theme (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [02:14]
 
Całkowity czas: 44:19
skład:
David Gilmour - Guitar, Vocals; Roger Waters – Bass Guitar, Vocals; Rick Wright – Keyboards, Vocals; Nick Mason – Drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,4
Album jakich wiele, poprawny.
,4
Dobra, godna uwagi produkcja.
,13
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,22
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,30
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,22
Arcydzieło.
,15

Łącznie 112, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
10.10.2010
(Recenzent)

Pink Floyd — Soundtrack From The Film More

Jest to płyta, którą zawsze będę bronił. Choćby dlatego, że stanowi ciekawą fotografię Pink Floyd AD 1969. Zespołu, który ciągle szuka swojej tożsamości, ciągle nie jest pewien, co tak naprawdę chciałby grać. Psychodelia już właściwie odeszła – jeśli ktoś chciałby, może doszukać się jej ech w najdłuższym na płycie, instrumentalnym „Quicksilver”: pozbawiony rytmu, zbudowany głównie na długich, wybrzmiewających partiach organów, robi nieco psychodeliczne wrażenie – na pewno Tangerine Dream, szykując płyty w rodzaju „Alpha Centauri”, „Atem” czy „Zeit”, mieli się czym inspirować. Niewątpliwie zasłuchiwali się też w „Main Theme” – podobny, atmosferyczny wstęp, potem robi się z tego coś zbliżonego do krautrocka; jakby jego kontynuacją jest „Dramatic Theme”. Nieco hippisowskim klimatem pachnie też „Party Sequence”. Panowie dalej bawią się w bardziej awangardowe formy: „Up The Khyber” to katujący fortepian Wright i szalejący na bębnach Mason plus jednostajne pulsowanie gitary basowej – jakby fragment wycięty z tytułowego nagrania poprzedniej płyty.


Na pewno trzeba zauważyć, jak bardzo rozwija się z płyty na płytę kompozytorska forma Rogera Watersa. Już na tej płycie widać, że kiedyś będzie świetnym balladzistą: choćby takie „Cirrus Minor”: płynący z taśmy śpiew ptaków, lekkie brzdąkanie gitary akustycznej, a przede wszystkim – nadające niesamowity, natchniony klimat organy Wrighta. Delikatnie wypada „Green Is The Colour”: znów jest oszczędnie, coś jakby flet, gitara akustyczna, rozmarzony śpiew Gilmoura… Na żywo była to platforma do improwizacji. Do koncertowego repertuaru grupy trafiła jeszcze tylko „Cymbaline” – i zasłużenie, bo to bodaj najlepsza kompozycja w całym zestawie: podniosła, dramatyczna, z pojawiającym się po raz pierwszy motywem przemęczenia życiem w trasie, zresztą z całego albumu najbliższa brzmieniu „właściwego” Pink Floyd. Od tego bardzo udanego zestawu ballad nieco odstaje in minus „Crying Song” – choć przecież to całkiem sympatyczna ballada. Waters zapuszcza się tu też w dość nietypowe dla siebie rejony: „The Nile Song” to bowiem po prostu hard rock – i to dość surowy, zdecydowanie bardziej Blue Cheer niż Deep Purple, zresztą wykonywany w trio, bez udziału instrumentów klawiszowych: konkretna, riffowa gra gitary, mocno łomoczący bas, Mason też tłucze w bębny niezbyt finezyjnie. Taką młodszą siostrą tej kompozycji jest zespołowa „Ibiza Bar”, skonstruowana według podobnego schematu.

Pozostałych dwóch kompozycji właściwie spokojnie mogłoby nie być. „More Blues” to taki bardzo konwencjonalny, stereotypowy bluesie; „A Spanish Piece” – fajnie, Gilmour debiutuje jako kompozytor, ale trudno powiedzieć, by miał się czym chwalić: znów bardzo stereotypowa, banalna miniaturka w stylu flamenco, z Gilmourem wyśpiewującym, czy raczej wychrząkującym przypadkowe hiszpańskie słowa, brzmiącym tak, jakby podczas nagrywania nie był specjalnie trzeźwy.

Oj, mocno zróżnicowana to płyta. Tyle że oprócz stworzenia muzyki do filmu, udało się tu coś jeszcze, mimochodem: stworzyć całkiem interesujący portret zespołu, który ciągle, z uporem szuka właściwego brzmienia, szuka swojej tożsamości, eksperymentuje, próbuje. I już powoli zaczyna tworzyć podwaliny pod swój dojrzały styl, choć do jego pełnej krystalizacji jeszcze daleko. Płyta rozkojarzona, mocno chaotyczna, ale taki też chyba był w tym momencie Pink Floyd. Czego dowodem będzie płyta następna.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.