To było równo 50 lat temu. Pięciu panów zajęło studio na ciut ponad tydzień: zaczęli sesję 12 kwietnia 1967, skończyli 20. Pracowali sumiennie, jedynie 13 kwietnia skończyli wcześniej, bo do Warszawy akurat przyjechali Stonesi. Duża część aranżacji powstawała na gorąco, nagrywano też głównie na setkę, na żywo, jedynie partie wokalne dograno do gotowego podkładu. Niedługo potem ukazała się płyta „Dziwny jest ten świat” (właściwie dwie płyty pod tym samym tytułem – długogrająca i czwórka), po której w polskiej muzyce rozrywkowej już nic nie było takie samo. W wersjach CD na ogół trzy dodatkowe nagrania z czwórki uzupełniają repertuar pełnowymiarowego albumu.
Ten utwór zna każdy. Nie da się inaczej. Wstęp organów Farfisa, mocny, ekspresyjny, bardzo czarny (ale z kresową melodyką) śpiew, świetne, gitarowe solówki… Końcowy efekt był szokiem dla samych muzyków (Tomasz Jaśkiewicz wspominał, jak olbrzymie wrażenie zrobił na nim wokalny popis Niemena w studio). Nie dziwi więc, że sam Czesław wracał chętnie do niego i nagrywał go jeszcze parę razy – to z Grupą Niemen, to całkowicie sam. Pamiętam, że gdy zmarł, nagle z każdej anteny radiowej i stacji telewizyjnej popłynął „Dziwny jest ten świat”. Szkoda, że autor tak oryginalnych, niezrównanych dzieł jak „Enigmatic”, „Marionetki” czy „Aerolit” w masowej świadomości istnieje dziś głównie jako twórca paru popularnych utworów – „Świata”, „Wspomnienia” czy „Allilah”. Bo takie „Nim przyjdzie wiosna”, choć kiedyś było dużym przebojem, dziś niewielu pamięta.
Z jednej strony „Dziwny jest ten świat” to płyta, z której tzw. szeroka publiczność zna dwie kompozycje – utwór tytułowy, pełen dramatyzmu protest-song (rzecz jak na rok 1967 w Polce właściwie niespotykana) i wyrafinowaną, kunsztownie zaaranżowaną, artystyczną balladę „Wspomnienie”. Płyta przy tym mocno eklektyczna i nierówna, obok bezdyskusyjnych klasyków zawierająca utwory dość błahe, mniejszego kalibru. A z drugiej strony, to płyta bardzo ważna i przełomowa; właściwie już od pierwszego utworu słychać, jak rodzi się nowa jakość w rodzimej muzyce popularnej. Niby sama melodyka „Gdzie to jest” jest jeszcze bigbitowa, mająca wiele wspólnego choćby z pierwszymi płytami Czerwonych Gitar – ale z drugiej strony jest bardziej kłująca, rockowa gitara no i Niemen – z mocnym, soulującym śpiewem, nadającym całości „czarne” zabarwienie (to wrażenie podkreśla jeszcze gościnnie zaproszona sekcja dęta, w której składzie znalazł się m.in. Janusz Muniak). W „Ten los zły los” muzyki czarnej jest jeszcze więcej – także za sprawą wzbogacających całość Alibabek. Do tego ten utwór jest nieco „szarpany” – tu i tam pojawiają się nagłe wstawki np. gitary basowej, przerywające na moment pędzącą przed siebie melodię. Z drugiej strony „Pamiętam ten dzień” ociera się o klimaty latynoamerykańskie. A całość w wersji CD wieńczy już całkowicie soulowy „Domek bez adresu”, z wyeksponowanymi dęciakami.
Zdarzają się momenty bardziej żartobliwe – stylowy rock’n’roll „Nie wstawaj lewą nogą”, z dość banalnym tekstem, ładnie napędzany rozpędzonym fortepianem. Co ciekawe, wprowadza on bezpośrednio utwór tytułowy. A po nim mamy kolejny mocno siedzący w latach 50. utwór, ładnie rozpoczęty przez Brodowskiego, ze stylową gitarą Jaśkiewicza. W bigbitowym graniu mocno siedzi „Chyba że mnie pocałujesz”; „Jaki kolor wybrać chcesz” do bigbitowej melodyki dodaje ładne wokalizy Alibabek, partie sekcji dętej i soulowy śpiew… Intrygująco wypada „Proszę przebacz” – niby dość błahe w wyrazie, ale interesująco zaaranżowane, z ciekawie prowadzącą cały utwór partią gitary basowej i organowymi dodatkami, z gitarzystą w roli bardziej dodatkowego komentatora, uzupełniającego całość, choć w pewnym momencie wdającego się w ładny dialog z organami.. Główny bohater świetnie też prezentuje się w utworach delikatniejszych, mniej ekspresyjnych, bardziej kameralnych, choćby w autorskim „Nigdy się nie dowiesz” – spokojnym, nastrojowym, ładnie kreślonym delikatnymi partiami gitary. Choćby w „Chciałbym cofnąć czas”. No i we „Wspomnieniu” – Paweł Brodowski wspomina, że byli wtedy pod wrażeniem „Revolvera” Beatlesów i kunsztownej aranżacji „Eleanor Rigby”.
Jak z perspektywy 50 lat wypada ten monument polskiej muzyki rozrywkowej? Z jednej strony – słychać, że to dzieło artysty wciąż dojrzewającego, rozwijającego się i próbującego dookreślić się stylistycznie, co przekłada się na duży eklektyzm i nierówny poziom materiału; z drugiej, „Dziwny jest ten świat” po latach broni się dobrze. To taka swoista fotografia, zatrzymanie na taśmie momentu, gdy co nieco wciąż przaśny polski big-beat zaczął dojrzewać, ewoluować, przekształcać się w rock. Czesław Niemen ma w dorobku albumy lepsze, ale zaczął swoją karierę naprawdę na wysokim poziomie.