Zaczyna się powiększać koncertowa dyskografia Czesława Niemena. Oficjalna edycja „41 Potencjometrów Pana Jana”, potem podwójny CD z nagraniami live z lat 70., a teraz, staraniem firmy Oskar, na rynek trafia oficjalna płyta zawierająca nagrania koncertowe z lat 80.
Elegancki digipack zawiera dwie płyty CD; pierwsza to rejestracja koncertu w kinie „Promień” w Szczecinie 23 listopada 1984, druga – bonusowa – to fragmenty występu w Kościele Polskim w Berlinie Zachodnim 9 listopada 1986. Nagrania pochodzą z archiwów stryjecznego brata Artysty, Romualda Juliusza Wydrzyckiego; z jego zbiorów pochodzi też namalowana przez Niemena pocztówka świąteczna, która trafiła na okładkę wydawnictwa.
Natomiast co do repertuaru… Na płyty trafiła rejestracja koncertów z lat 80. – z okresu, kiedy Niemen występował na scenie sam, otoczony przeróżnymi elektronicznymi instrumentami. Autor niniejszej recenzji miał kiedyś okazję wysłuchać kilku amatorskich rejestracji koncertów Czesława Niemena z lat 80. I się przeraził. Monotonne, rażące ascetycznością syntezatorowych brzmień, pozbawione chwilami myśli przewodniej elektroniczne pasaże ciągnęły się w nieskończoność, wystawiając nerwy słuchaczy na niemałą próbę. Mimo to, do płyty podszedłem z nadzieją: w końcu oficjalna rejestracja, na magnetofonie Sony podpiętym do konsolety, nie na trzymanym w rękach przez fana Kasprzaku, na którym nagrywają się oprócz muzyki z głośników rozmowy i komentarze publiki, nagrania cyfrowo (oczywiście na ile pozwalał na to materiał wyjściowy) odczyszczone i wygładzone.
Otrzymaliśmy zapis koncertów dość typowych dla Niemena lat 80. Elektronika, sporo dźwiękowych pasaży, podniosły śpiew… Przy czym albo bootlegi, na jakie natrafiłem wcześniej, wyjątkowo nieudolnie oddawały atmosferę rejestrowanych koncertów, albo po prostu na ten album (zresztą mający status tzw. oficjalnego bootlega) trafiły rejestracje występów wyjątkowo udanych; w każdym razie, prawie osiemdziesiąt minut muzyki (w przypadku koncertu szczecińskiego, płyta nr 2 trwa nieco ponad trzy kwadranse) nie nuży słuchacza, a chwilami potrafi zafrapować. Choćby wtedy, gdy dramatyczne, podniosłe „Sen końca i początku” wpada niespodziewanie w elektroniczną adaptację „Etiudy Rewolucyjnej” Chopina, by zostać efektownie spuentowanym pięknie zaśpiewanym a cappella „Hymnem o miłości” do słów św. Pawła z Tarsu. A pomysł, żeby cały koncert zwieńczyć „Pieśnią wojów” do słów Galla Anonima, sam w sobie sprawia, że album wart jest poznania. Do tego sporo konferansjerki Niemena; chwilami dość pretensjonalnej, chwilami żartobliwej, chwilami ujmującej ciepłem. Koncert berliński wypada równie dobrze, jest nieco bardziej zwarty muzycznie, niektóre kompozycje zdążyły się pozmieniać w tym czasie (wyraźnie inaczej brzmi „Klaustrofobia”)
Płyty prawie w całości wypełniły kompozycje premierowe; jedynym wyjątkiem jest przedstawione w nowej, elektronicznej wersji „Jednego serca” (w której Niemen – z całkiem dobrym skutkiem – zastępuje znane z oryginału saksofonowe, coraz bardziej rozimprowizowane w miarę trwania utworu partie improwizacjami na syntezatorze. I praktycznie wszystkie, mimo (jak na obecne normy – w latach 80. sprzęt, jakim dysponował Niemen, był imponujący, zwłaszcza jak na warunki PRL) nieco ascetycznego brzmienia syntezatorów, robią wrażenie co najmniej dobre. Wypadają wyraźnie ciekawiej, niż późniejsze nagrania ze studyjnej „Terry Defloraty”, mają w sobie więcej świeżości, więcej energii. Może chwilami nieco brakuje tu innych muzyków, którzy jeszcze bardziej ożywiliby te kompozycje, nadaliby im dodatkowych barw… Nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z bardzo cennym dokumentem, nie aż tak frapującym i intrygującym jak „41 Potencjometrów” czy „Kattorna/Pamflet”, ale niewątpliwie udanym, wciągającym, wartym ocalenia od zapomnienia.