Płyta, której w dorobku Czesława Niemena przypada miejsce trochę pechowe. Z jednej strony – monumentalny, doskonały album „Enigmatic” (większość muzyków, którzy pojawili się na tamtej płycie, występuje także tu; ubyli Sztyc i Urbaniak, doszedł perkusista Janusz Stefański i świetny pianista Jacek Mikuła), z drugiej – grupa Niemen i jej niesamowity debiut, „Strange Is This World”. Te dwa arcydzieła, z perspektywy czasu, trochę ten czerwony album przysłoniły. Inna rzecz, że w dorobku Niemena to taki trochę skok w bok. Jest to bowiem jedyna płyta – na dobrą sprawę – czysto rockowa, hardrockowa wręcz w jego dyskografii. Bez freejazzowych, awangardowych czy elektronicznych odjazdów. Solidny rock, oparty na konkretnej podstawie sekcji i mocnych gitarowych riffach. Najbardziej konwencjonalna, „typowa” płyta, jaką Niemen nagrał w latach 70.
Jak kiedyś powiedział pewien krytyk: 99 na 100 dwupłytowych albumów, to zmarnowane szanse na 99 o klasę lepszych albumów pojedynczych. I ta płyta – wydana początkowo bez tytułu, potem od najważniejszego utworu znana powszechnie jako „Człowiek jam niewdzięczny” - jest tego bardzo dobrym przykładem. Zwłaszcza na drugim albumie wypełniaczy jest niestety sporo.
Po kolei: „Nie jesteś moja” to całkiem dobry utwór, ekspresyjnie zagrany, z ładnymi chórkami, z ciekawymi zagrywkami Jacka Mikuły (który przejął od Niemena organy Hammonda), może tylko nieco za długi: wycięcie z niego momentu z call and response Niemena i śpiewających dziewczyn – dołożonego nieco od czapy – zrobiłoby mu na dobre. Ekspresyjna mieszanka rocka i soulu w prowadzonym ostrą gitarą „Wróć jeszcze dziś” robi już wyraźnie lepsze wrażenie. Ale za to „Mój pejzaż” to już banał – i muzycznie, i zwłaszcza tekstowo. Taka sobie, pozbawiona wyrazu piosenka. Nieco lepiej, ale nadal bez rewelacji wypada „Sprzedaj mnie wiatrowi”, z ładnym graniem na flecie i fortepianem. „Zechcesz mnie zechcesz” to w sumie też banał: taka sobie rockowa piosenka, podbarwiona troche knajpianym fortepianem. Podobnie jak wieńcząca całość „Muzyko moja”: niezłe, ale dość stereotypowe i rzemieślnicze riffowe rockowe granie. Dobre, ale bez blasku. Między nimi wylądowało najbardziej z całej trójki udane „Chwila ciszy”, z fajnym gitarowym solem.
A pierwsza płyta to tzw. strzał w mordę. Konkretne hardrockowe granie. Frapujące, wciągające, pozbawione dłużyzn. Najpierw ponad 20-minutowy „Człowiek jam niewdzięczny” z ładnym, podniosłym refrenem, z dobrym, bardzo Norwidowskim w klimacie tekstem samego Niemena. Z długą częścią instrumentalną, gdzie mają okazję wykazać się wszyscy muzycy zespołu, a rzecz klimatem waha się od lżejszego Deep Purple po Santanę. „Aerumnarum plenus”: majestatyczna kompozycja, powoli się rozwija, od spokojnego początku, ładnie wzbogacanego dodatkami fletu po mocny hardrockowy finał. Z uroczo uzupełniającymi całość żeńskimi głosami. O ile w tych dwóch utworach Niemen zgrabnie wykorzystuje purpurowe patenty, tak w kolejnym „Italiam Italiam” jakby Deep Purple wyprzedza o kilka lat. W refrenie przypomina sobie bowiem o swojej fascynacji czarną muzyką i hard rock wzbogaca ekspresyjnym soulem. Wychodzi z tego Purple ery Coverdale'a, Bolina i Hughesa jak w mordę strzelił. I na zakończenie (w wersji remasterowanej skrócone o dwie minuty) instrumentalne „Enigmatyczne impresje”.
Na pewno jest to płyta bardzo dobra i bardzo nierówna. Okrojenie jej do 40-45 minut i kilku najlepszych utworów wyszłoby na pewno na dobre. Jako całość – trochę wyciągnięte osiem gwiazdek.