Ostatnia płyta Niemena nagrana ze stałym zespołem – Aerolit (nazwa tak płyty, jak i zespołu towarzyszącego Czesławowi). Zespołem bardzo interesującym: ci, którzy znają bootleg „41 potencjometrów pana Jana”, wiedzą, że skład ten znakomicie improwizował na scenie. I niestety, zespołem krótko istniejącym: najpierw z powodów używkowych Niemen podziękował trzem kolegom, potem tragicznie zmarł w wieku 22 lat znakomity perkusista, Piotr Dziemski… Muzycznie – swoiste podsumowanie twórczej drogi, na jaką wstąpił wraz z wydaniem płyty „Enigmatic”, i zarazem zapowiedź nowego okresu w działalności artystycznej.
To poprzednie – to efektowne interpretacje klasycznych wierszy polskich poetów. Oprócz Norwida, na tej płycie pojawiły się wiersze Zbigniewa Herberta, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Jonasza Kofty. Różne epoki, różne style, adaptacje jednakowo intrygujące i frapujące: sięgające do muzyki współczesnej, awangardy, elektrycznego jazzu, czy raczej jazz-rocka. To nowe – to rzecz jasna nowe brzmienia i instrumentarium. Zwłaszcza w sekcji klawiszowej. Do elektrycznych organów, fortepianu elektrycznego i klawinetu doszły kolejne elektroakustyczne instrumenty – syntezator Mooga i melotron.
To nowe instrumentarium daje o sobie znać choćby w „Kamyku” - częściowo recytowanym, częściowo śpiewanym, z elektronicznymi plumkaniami w tle, mało melodyjnym. Choćby w „Daj mi wstążkę błękitną”, uroczej piosence, gdzie tło bajkowo wypełnia melotron. W funkowym, rytmicznym „Smutny Ktoś i biedny Nikt” (pojawił się na płycie „Mourner's Rhapsody” – ostatniej, nieudanej komercyjnie, udanej artystycznie próbie zaistnienia na rynku światowym) jako „I Search For Love”; (tu bez skrzypiec Urbaniaka) pojawia się sporo syntezatorowych improwizacji, podobnie jak w typowo jazzrockowym „Cztery ściany świata”. Ale też Niemen daje pograć swoim partnerom z zespołu: w „Smutny Ktoś...” jest dłuższa solowa improwizacja Andrzeja Nowaka na fortepianie elektrycznym, gitarzysta Sławomir Piwowar (przyszły muzyk SBB) też ma swoje do powiedzenia, obaj mają też swoje okienka w „Cztery ściany świata”. Do tego „Pielgrzym”: w części śpiewanej pozbawiony partii perkusji znanej z „Pilgrima” (z „Ode To Venus”), jeszcze bardziej arabski, z efektownym wokalnym popisem Niemena, z syntezatorowymi improwizacjami i gitarowymi i perkusyjnymi dodatkami w takim też, arabskim stylu w części instrumentalnej.
Bardzo równa, bardzo zwarta płyta. Na której ciągle dzieje się coś ciekawego, coś zaskakującego. I tylko cholernemu losowi należy złorzeczyć, że więcej muzyki tej znakomitej formacji już nie usłyszeliśmy.