Ćwiara minęłaTM AD 1988!
Takich wokalistek było w drugiej połowie lat 80. niemało. W każdym barze, knajpie, tancbudzie w Los Angeles można było ich znaleźć do woli. Takich synthpopowych zespołów też było skolko ugodno. Temu udało się nawet nagrać płytę: z niezłym producentem, z całkiem niezłą swobodą twórczą i aranżacyjną, z grupą cenionych sidemanów (Matt Sorum wylądował w Gunsach, Fernando Saunders – u boku śp. Lou Reeda, a liczba nagrań, na których udzielał się Paulinho Da Costa, zbliża się powoli do pięciocyfrowej wartości), był też fajny, filmowy teledysk do jednej z kompozycji. I co? I nic, wydana latem 1988 płyta przepadła bez echa na nasyconym syntezatorowym pop-rockiem rynku, zespół się rozpadł… Tyle że kontrakt opiewał na kilka płyt, a skoro z zespołu została głównie wokalistka i twórczyni praktycznie całego repertuaru – to w takim razie nie ma pomiłuj, musi po stachanowsku sama wypełnić resztę kontraktu. Pierwsza płyta Tori Amos – „Little Earthquakes” – ukazała się w styczniu 1992. Reszta jest już historią.
Sama zainteresowana od swojej artystycznej działalności przed „Earthquakes” zdecydowanie się odcina (choć podobno po wydaniu płyty była z niej bardzo zadowolona). Na jej stanowczą prośbę „Y Kant Tori Read” (nawiązanie do wyrzucenia Amos z konserwatorium, gdy odmówiła uczenia się zapisu nutowego) nie doczekał się i raczej nie doczeka wznowienia: można ewentualnie poszukać wydania winylowego i pierwszej edycji CD z końca lat 80. (ale bez 1000 zielonych w kieszeni nie ma co nawet próbować). Pozostają ewentualnie pirackie edycje CD. Inna rzecz, że to pozycja przede wszystkim dla fanatyków rudowłosej albo zaprzysięgłych miłośników popu lat 80. Choć chwilami słychać tu już zapowiedzi tego, czym Tori uraczy nas w latach 90., mamy tu przede wszystkim dość konwencjonalny syntezatorowy pop-rock w typowym ejtisowym anturażu brzmieniowym, a sama Amos, choć jako wokalistka wykazuje już cechy własnego stylu, wydaje się co nieco przesadnie zapatrzona w Kate Bush.
“The Big Picture” czy „Pirates” to właśnie taki dość schematyczny, przebojowy pop-rock drugiej połowy lat 80., bogato zaaranżowany, jakby rodem wprost z amerykańskiej romantycznej komedii. „Cool On Your Island”, zbudowany wokół linii syntezatorowego basu, aranżacyjnie ocierający się o Karaiby, wypada już bardziej intrygująco, także za sprawą finezyjnego melodycznie refrenu. Ciekawie zaczyna się „Fayth”, interesująco wypada połączenie syntezatorów i elektroniki z prowadzącym melodię fortepianem, całkiem ładny jest refren, ale nijaka, melorecytowana zwrotka mocno psuje niestety wrażenie całości. To już ciekawsze jest „Floating City”: ma przynajmniej całkiem fajną melodię i dobry refren. „Heart Attack At 23” ma ładny, balladowy, fortepianowy wstęp zapowiadający już klasyczny styl Tori, ale całość szybko rozwija się w dość typowy, choć całkiem udany pop-rockowy utwór. Po dawce typowego dla schyłku lat 80. podniosłego balladowania („On The Boundary”) i przebojowego pop-rocka („You Go To My Head”) mamy wielki finał. Najpierw zgrabna klawiszowa miniaturka. Potem typowa dla Tori podniosła pieśń, z wyraźnie zaakcentowanym fortepianem, z podniosłym finałem, intrygująco spuentowana ludową pieśnią szkocką wykonaną, jak należy, na dudach – to już zapowiedź późniejszych, wyrafinowanych płyt Artystki.