1. Believe (2:56) 2. No Place For The Innocent (5:36) 3. The Wisdom Of Solomon (7:06) The Wishing Well (21:07) 4. For your journey - 4:30 5. So by sowest - 6:48 6. We talked - 5:29 7. Two roads - 4:17 8. Learning Curve (6:34) 9. The Edge Of The World (8:15)
Całkowity czas: 51:31
skład:
Fudge Smith - drums
Clive Nolan - keyboards
Peter Gee - bass guitar
Nick Barrett - vocals, guitars
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
10.09.2005
(Recenzent)
Pendragon — Believe
Całkiem długo (4 lata) fani Pendragon musieli czekać na najnowszy krążek swoich ulubieńców. Wreszcie, wraz z końcówką lata, pojawił się album zatytułowany krótko, ale treściwie: Believe.
Nick Barrett mówił, że będzie to płyta inna niż jej poprzedniczki. Zapowiadał żeńskie wokalizy i dźwięki wyszukanych azjatyckich instrumentów. Believe miało być także wypełnione w większym, niż miało to miejsce chociażby na Not Of This World, stopniu „muzyką gitarową”.
Czy spełnił obietnicę? Po części tak… Pendragon nieco odmienił, można rzec odświeżył (ale nie wiem czy nie jest to zbyt ryzykowne stwierdzenie) brzmienie. Nie jest to jednak jakaś rewolucyjna zmiana (podejrzewam, że Barrett wcale nie planował specjalnie rewolucyjnych posunięć). Zespół nadal porusza się pośród swoich ulubionych, nieco baśniowych dźwięków. 6 kompozycji zawartych na Believe to zbiór muzyki niezwykle melodyjnej i, co dla Pendragon charakterystyczne, pełnej przestrzeni.
Mimo tych innowacji po pierwszym wysłuchaniu miałem mieszane uczucia. Przede wszystkim odczułem, że trochę brakuje mi pozostawionych jakby w cieniu klawiszowych pasaży Clive’a Nolana. Niby jest inaczej, panowie eksperymentują, ale trochę żal… Na szczęście Nolana można posłuchać także na płytach Areny i innych projektów.
Krążek otwiera licząca niespełna 3 minuty kompozycja tytułowa – bardzo ładna wokaliza wprowadzająca w zakorzeniony gdzieś w azjatyckiej kulturze nastrój płyty.
Niezwykle miłym, bo związanym z naszym pięknym i dziwnym krajem, akcentem na tej płycie jest ostatnia kompozycja: The Edge Of The World. Nick, który jakiś czas temu nosił się z zamiarem zakończenia występów na scenie, dedykował go wszystkim swoim fanom… także tym z kraju nad Wisłą, których pozdrowił śliczną „brytyjską” polszczyzną.
Nie będę rozpisywał się na temat wszystkich kompozycji – płyta jest bardzo zgrana i chyba najlepiej prezentuje się po prostu jako całość, dlatego nie warto zagłębiać się w jej poszczególne elementy.
Warstwa tekstowa albumu dotyka dość ważnych problemów: krępującej i coraz bardziej drażniącej, choć powstałej niegdyś w dobrej wierze, politycznej poprawności, teorii spiskowych a także bardziej osobistych problemów i przemyśleń Barretta, który bardzo szeroko opisał je na stronie internetowej zespołu. Są tam również materiały filmowe obrazujące pracę grupy w studio – dla fanów zespołu na pewno sympatyczna niespodzianka.
Krążek Pendragon na pewno nie jest dziełem przełomowym, nie sądzę zresztą aby w tym celu powstawał. To muzyka, która może trafić nie tylko do odbiorcy interesującego się rockiem progresywnym. Myślę, że inne wrażliwe dusze również spędzą przy tej płycie kilka miłych chwil. W to że niektórzy się zawiodą również nie wątpię...
Ja, po początkowym zniechęceniu, powoli się do tej płyty przekonuję, choć uważam, że Pendragon nagrał już w swojej karierze lepsze krążki. Najważniejsze, że muzycy wciąż tworzą i próbują coś w swojej muzyce zmienić. To dobrze rokuje na przyszłość.