1. The Silent Hill (7:23) 2. The Cynical Crusade (5:58) 3. Drunken Angels (6:44) 4. Greasy Mud part 1 & 2 (5:50) 5. Ultraviolet (3:18) 6. Deja Vu (6:03) 7. Fumbled (7:02) 8. Tears Of Yesterday (5:50)
Całkowity czas: 47:08
skład:
Tomasz Paśko - instr. perkusyjne; Łukasz Gall - śpiew; Ryszard Kramarski - instr. klawiszowe; Przemek Drużkowski - gitary; Krzysztof Wyrwa - bas i Stick Chapman;
Po krótkiej przerwie na opracowanie materiału zespół Millenium powrócił z płytą Deja Vu. Nazwa jest jak najbardziej słuszna, gdyż siedem z ośmiu utworów wcześniej już kiedyś gdzieś się pojawiło. Są to na nowo zagrane i zaśpiewane w języku angielskim utwory z albumów Millenium - Millenium oraz działań Ryszarda Kramarskiego z najwcześniejszych okresów muzycznych poszukiwań, czyli Framauro - Etermedia. Jak można przeczytać na stronie zespołu:
„The Silent Hill" to "Karty Prawdy"(M), "Cynical Crusade" to "Święte Małpy"(M), "Drunken Angels" to "Nakarmieni Masmediami"(F), "Greasy Mud to "Ekopieśń"(M), "Fumbled" to "Betonowy Świat"(M), "Tears of Yesterday" to "Baśniowe Alternatywy”(M), stąd tytuł płyty Deja Vu.
Tak więc z dużym niepokojem podchodziłem do tej płyty; mając w głowie urywki nagrań z wymienionych wyżej albumów obawiałem się powrotu do roku 1998. I wcale się nie zaskoczyłem. Płyta ta nie wprowadziła mnie w dobry muzycznie nastrój, wrażenie deja vu jest tutaj porażające. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nowa aranżacja, zmiana tekstów na angielskojęzyczne i znany nam już wokalista bardzo dużo tu zmieniły. Płyta jest próbą nawiązania do klimatów Genesis czy Pink Floyd, ale bez specjalnego sukcesu. Próby zbudowania klimatu w Drunken Angels, całkiem udanie niszczy rytm automatu w następnym utworze, czułem się jak na jakiejś nędznej dyskotece, których z natury nie uważam za warte jakiegokolwiek zainteresowania. I mimo tego, że utwór się rozwija i w dalszych minutach zmienia barwę na lekko psychodeliczną z mocnymi riffami i interesującą sekcją, to pierwszego wrażenia nie dało się zmazać.
Utwór tytułowy zaskoczył mnie kompletnie. To jest Deja Vu przez duże D. Klimat rockowego rozkręcającego się utworu – powolutku wchodzące instrumenty i ... Edyta Górniak. Tylko z tym mi się kojarzą początkowe wersy śpiewane przez Łukasza. Potem jest już lepiej, lecz jak na utwór premierowy nie powalił mnie na kolana. A może wcale nie miał. Może to tylko próba zrobienia czegoś, albo eksperyment. Utwór Fumbled jest jednym z dwóch ponad siedmiominutowych utworów na tej płycie (pierwszym jest rozpoczynający The Silent Hill). I to właśnie w nich ujawnia się dobra strona zespołu. Dłuższe, rozbudowane pasaże, przestrzenie budowane klawiszami i gitarą, czasem ciekawostki perkusyjne. Można ze spokojnym sumieniem wydzielić z tej płyty trzy, może cztery utwory i zrobić dłuższą nostalgiczną EP-kę.
Moim zdaniem płyta ta może spowodować, że część słuchaczy po nią sięgnie z ciekawości - jak może brzmieć Framauro na nowo, lecz inni słuchający każdej płyty zespołu mogą się zacząć zastanawiać czy ma sens sięgnięcie po nastepne wydawnictwo, zapowiadany Interdead. Niestety nie wnosi ona do świata polskiej muzyki progresywnej (który i tak nie jest wielki), niczego intrygującego. Ot po prostu kolejna w historii zespołu płytka i to niestety wydana z odgrzewanymi kotletami, zaś świeży słodki sos śmietanowy nijak się ma do mdłych, słabo przyprawionych kotletów.