I. Year Zeroverture [4:45] II. Belt up [3:48] III. Ever the Optimist [3:43] IV. The Charolette Suite [1:07] V. Haunted [4:21] VI. Democracy [9:53] VII. Baroque and Roll Dementia [2:26] VIII. A Deeper Understanding? [3:52] IX. The Jazz Suite [1:42] X. Take A Deep Breath and Hold On Tight [1:36] XIi. Hindsight 1 - Piano and Clarinet [2:14] XIii. Hindsight 2 - A very clever guy indeed [5:41] XII. The September Suite [3:45] XIII. World Watching [2:26] XIV. Deceptive Vistas/Postscript - Perspective [4:44]
Całkowity czas: 56:03
skład:
Roy Keyworth - Electric and acoustic guitars, bass guitar on "Democracy" / Stuart Nicholson - Vocals / Spencer Luckman - Drums and percussion / Dean Baker - Dean Baker synthesizers, moog, mellotron / Neil Pepper - Bass
Ocena:
2 Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
25.10.2004
(Recenzent)
Galahad — Year Zero
Year Zero to w gruncie rzeczy nie jest płyta z utworami, piosenkami, zwał jak zwał, czymkolwiek o wyraźnej formie i konsekwentnym przebiegu. To bardzo eklektyczny, zadziwiająco różnorodny zbiór potencjalnych sampli i brzmień, jakie na swej drodze spotkał - otwarty na świat - art-rockowy zespół. To jedyny w swoim rodzaju przegląd ogólnodostępnych możliwości współczesnych syntezatorów, prostych efektów komputerowych, odgłosów otoczenia ale i przekrojowe spojrzenie na tradycyjne, rockowe intrumentarium. I trudno za tak szerokie horyzonty zespół karcić, wypadałoby wręcz pochwalić.
Pochwał niestety nie będzie. Znając wyśmienite Following Ghosts, wypadało oczekiwać po Galahad pięknych utworów, porywających piosenek, a nie popisów czysto aranżacyjnych. Sztuka dla sztuki? Na całym albumie znalazłem dosłownie dwa interesujące, wpadający w ucho fragmenty - elektroniczną melodię w drugiej połowie "Democracy" (wcześniej pojawia się w pierwszym utworze - być może dlatego zapada w pamięć) oraz rozpisany najpierw na fortepian i klarnet, a następnie bardziej urozmaicony "Hindsight" (części 1 i 2). Ostatecznie miło, choć trochę kiczowato, zapowiada się też początek "A Deeper Understanding?", ale szybko pojawia się śpiew plus jakieś niby-elektroniczne przeszkadzajki i jest po zabawie. (Już nie powiem nic o solo pianina w "The Jazz Suite" w którą ten utwór płynnie przechodzi.)
Reszta jest blisko atonalnym i niespecjalnie nastrojotwórczym "brzmieniem" (bądź złożeniem brzmień) albo zupełnie niepotrzebnym popisem któregoś z muzyków. Choć słowo "popis" nie do końca pasuje, bo nikt tu swoich nadzwyczajnych umiejętności nie prezentuje (i dobrze).
Gdzie więc podziały się te piękne, lekko pokręcone piosenki wyśpiewywane przez Nicholsona? Ma facet ładny głos, a na Year Zero nie dość, że rzadko go słychać, to jeszcze wyrzuca z siebie słowa bez większego pomysłu na melodię i niebezpiecznie zbliża się swoim stylem do neoprogowego kanonu. Na całej płycie dojrzeć można co najwyżej jakieś nieśmiałe próby, zaczątki riffów - zwykle kilka tonów w kółko ("Baroque And Roll Dementia" to już porażka na całej lini). Wszystko na marne, znikąd ratunku.
Co tu dużo mówić: nudna płyta, narfaszerowana, a właściwie składająca się niemal wyłącznie z nie prowadzących do niczego wypełniaczy. Szczerze mówiąc przypomina mi to jeden wielki prerywnik. Oby to był przerywnik między dwoma dobrymi wydawnictwami Galahad. Szczerze ufam, że w przyszłości przywrócą nadrzędne znaczenie kompozycji i melodii, dla których aranżacje pełniłyby rolę służebną. Chyba że planują zająć się ambientem. Neoprogresywny ambient? Życzę powodzenia!