Już widzę te zdziwione miny i uszczypliwe komentarze. Jak to? ABBA na ArtRock.PL? Nie macie o czym pisać? Na wszelki wypadek przypomnę tylko, że w naszej recenzyjnej bazie mamy aż pięć albumów tego kwartetu. No a poza tym, szwedzka formacja jest absolutnie jednym z najważniejszych zespołów w historii muzyki popularnej XX wieku. Do tego grupą, która dokładnie trzy dni temu powróciła, po 40 latach (!!) od wydania w 1981 roku krążka The Visitors, z nowym albumem! Toż to jedno z muzycznych wydarzeń tego roku. Czy można zatem przejść obok Voyage obojętnie? Nie.
Nie ukrywam, że sam od wielu lat mam słabość do ABBY. I to nie tylko dlatego, że powstała ona w roku moich narodzin i już w przyszłym roku, razem z nią, będę świętować swoje 50-lecie (przy okazji, ABBA uczci ten jubileusz wielką trasą koncertową, między majem a grudniem 2022 roku). Także dlatego, że nagrała mnóstwo znakomitych kompozycji mogących być wzorem inteligentnej popowej piosenki. No a poza tym, ich The Winner Takes It All uważam za jedno z najpiękniejszych kilku minut w historii muzyki a wraz z ich przecudnym Happy New Year rozpoczynam zawsze o 24 kolejny rok.
Dobra, dość tych przydługich wstępów. Zatem jak jest? Powiedzmy sobie otwarcie, takie powroty z góry skazane są na zachwyty spragnionych nowych dźwięków fanów albo (zdecydowanie częściej) totalną krytykę w stylu: to popłuczyny, którym daleko do utworów z lat siedemdziesiątych a grupa powróciła dla… Money, Money, Money, by zacytować tytuł ich słynnego przeboju sprzed lat.
Według mnie grupa powraca w dobrej formie. Przede wszystkim w oryginalnym składzie. Agnetha Faeltskog, Anni-Frid Lyngstad, Bjoern Ulvaeus i Benny Andersson, mimo już ponad 70-lat, na promocyjnych zdjęciach wyglądają świetnie, taką też wykonawczą formę (zwłaszcza wokalną) prezentują. Dziesięć premierowych utworów wpisanych w niespełna 40 minut muzyki zadowoli przede wszystkim dawnych wielbicieli grupy. Ta mogła oczywiście zaryzykować, unowocześnić brzmienie i pokazać ABBĘ XXI-wieku. Nie zrobiła tego, zachowała się asekurancko, bezpiecznie, korzystając ze sprawdzonych kilka dekad temu patentów (choćby świetne harmoniczne refreny). Ale czyż nie na to wszyscy czekali? Na atrakcyjne, ciepłe, czasami taneczne piosenki?
No to są. Bez przebojowości Waterloo, Mamma Mia, Super Trouper czy Take a Chance on Me, ale przecież takie kompozycje pisze się raz na całe życie. Te współczesne już nie chwytają tak za serce, niemniej są stylowe i posiadają naprawdę dobre melodyczne tematy. Otwierająca całość i wykorzystana do promocji ballada I Still Have Faith in You może wzruszyć swoją symfoniczną wzniosłością. Na albumie dostajemy zresztą jeszcze cztery zgrabne ballady, z których dwie (Little Things, Bumblebee) z wykorzystanymi w aranżacjach dzwoneczkami mogłyby wpisać się w nadchodzące Bożonarodzeniowe święta. Podobać się też może I Can Be That Woman, które wszak niebezpiecznie zbliża się melodycznie do Roxette’owego Listen To Your Heart. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Z pewnością na When You Danced With Me utrzymany delikatnie w klimacie irlandzkiego folku, umieszczony już na składance ABBA Undeleted w 1994 roku Just a Notion, ewidentnie kłaniający się Waterloo, No Doubt About It, który z przytupem mógłby kończyć jedną z części filmu Mamma Mia!, no i koniecznie na Don't Shut Me Down, najlepszy na płycie, przebój w ich starym, dobrym stylu.
Wiem, to nie jest granie na te czasy, sam się zresztą zastanawiam, do kogo trafi współczesna ABBA? Jedno jest pewne, warto ich posłuchać, tym bardziej że wraz z Voyage ci zacni Szwedzi powracają, ale też i ostatecznie żegnają się ze sceną.