Drugi album, po wydanych i recenzowanych u nas w 2019 roku Obserwacjach, naszej rodzimej formacji NVC. W kwartecie nastąpiła zmiana na stanowisku basisty (Łukasza Lembasa zastąpił Grzegorz Chudzik), nie zmieniła się natomiast muzyka formacji. Artyści w dalszym ciągu penetrują rewiry brzmień jazzowych i jazzrockowych i w swoich rozbudowanych instrumentalnych formach stawiają na improwizację. Podobnie jak na Obserwacjach króluje saksofon, choć tym razem pojawia się również gitara (w utworze Strach) a nawet misa tybetańska i okaryna (Smutek).
Emocje są nieco dłuższe od poprzedniczki, mają też o jedną kompozycję więcej. Muzycy proponują dwie kilkunastominutowe formy i trzy krótsze, 6-7-minutowe. Tym razem w samej koncepcji tworzenia nastąpiła pewna zmiana. Formacja odeszła od stuprocentowej improwizacji opracowując wcześniej pewne tematy, które stały się szkieletami utworów. I na ich podstawie rozbudowywali improwizacje. Dlatego w dalszym ciągu ich muzyka ma dużo swobody i przestrzeni, choć faktycznie daje się zauważyć bardziej zapamiętywalne figury melodyczne. Słychać to na przykładzie dominującego saksofonu, którego partie są jeszcze bardziej przystępne i „wżerają się” w głowę odbiorcy. Posłuchajmy niespokojnej, rozedrganej Złości. Nerwowy, transowy i motoryczny podkład tworzony przez sekcję rytmiczną jest tłem dla bardzo przyswajalnej i atrakcyjnej saksofonowej formy.
Muzycy poszczególnymi kompozycjami starają się opisać takie emocje jak radość, wspomnianą złość, strach, wstręt i smutek. Ciekawe jest to, w jak zupełnie inny sposób można je odczytywać i łączyć z własną muzyczną wizją. Bo o ile Strach w istocie w drugiej części zyskuje na klaustrofobiczności, to już na przykład snujący się i spokojny od początku Wstręt może zaskakiwać.
To naturalnie trudne, aczkolwiek niebanalne granie. Muzyka dla słuchacza szukającego czegoś więcej niż dobra melodia, zgrabna solówka i atrakcyjny, bujający rytm. Powinni się nią zainteresować prawdziwi koneserzy doceniający niestandardowe podejście artysty do formy, jego techniczną biegłość ale i zdolność do brzmieniowej swobody. I to wszystko oferują Emocje, które mogą być w sporych fragmentach fantastyczną ilustracją pod dobre kino ale też i tłem dla otaczającej nas coraz bardziej szalonej rzeczywistości. Porównałbym jeszcze ich muzykę do świetnej… dymno-torfowej whisky. Ta, dla niewprawionych smakoszy, może się wydawać pieprzna i odrzucająca, znawcy jednak docenią jej złożoność, bogactwo i szlachetność. Wniosek jest jeden, zarówno do owego trunku, jak i tej muzyki… trzeba dojrzeć.