Po niecałym roku od wydania debiutanckiej płyty powraca Słavomir Maria Nietupski ze swoim solowym projektem Jasmeno. Powraca i zaprasza w świat zdominowanych elektroniką i syntetycznym rytmem dźwięków, niewolnych wszakże od bardziej rockowych elementów. Po raz kolejny muzyk pokazuje swoją fascynację brzmieniami lat 80-tych, synth popem ale też stylistyką dark wave, wszak cechą jego twórczości jest swoista mroczność. Także i tu muzyk zaprosił licznych gości. Miedzy innymi zaśpiewała Karolina Andrzejewska znana z Batalion d’Amour, na gitarze zagrał Marek Depa a w recytacjach słyszymy Beatę Szewczyk. Również i w tym przypadku album powstawał nie tylko w Polsce, bowiem niektóre ścieżki rejestrowano w USA, Australii czy we Włoszech. Nietupski podszedł też niebanalnie i niestandardowo do warstwy lirycznej poruszającej sprawy ludzkiej egzystencji. Słyszymy fragmenty wierszy Tadeusza Micińskiego i Jana Andrzeja Morsztyna oraz – w formie uzupełnienia – sentencje brytyjskiego filozofa Alana Wattsa i fizyka teoretycznego Stephena Hawkinga.
Podobają mi się te zupełnie nowe kompozycje Jasmeno. Spajają je pewną klamrą dwa niedługie, niespełna trzyminutowe utwory instrumentalne - Alchemy i tytułowy Elixir. Bardzo przestrzenne, klimatyczne, z ładnymi tłami i stylowymi partiami solowej gitary. Między nimi królują już rzeczy rytmiczne, taneczne mające do tego zwykle bardzo atrakcyjną i nośną figurę melodyczną graną na klawiszach. Takie są Sonet, Nokturn czy Amber Skyline. Najbardziej jednak cenię sobie u Nietupskiego to, że pod płaszczykiem z pozoru oczywistych, elektronicznych utworów dzieje się bardzo dużo w tle. Pod głównymi, wypuszczonymi na pierwszy plan tematami. Jakaś space’owa i psychodeliczna elektronika pełna smaczków i brzmieniowych detali. Ona to w połączeniu z gitarą nadaje utworom większej naturalności przysłaniając tę słyszalną w pierwszym wrażeniu syntetyczność. A gdy dodamy do tego wspomnianą wcześniej nieodłączną aurę mroczności (a może wręcz gotyckości? Myślę, że Jasmeno świetnie by zabrzmiało na Castle Party w Bolkowie) mamy wydawnictwo mogące zadowolić wymagającego słuchacza, nie szukającego tylko dobrego rytmu i melodii.
Szkoda, że tej nowej muzyki jest tu tak naprawdę niewiele, ledwie sześć kompozycji i 21 minut muzyki. Bo cztery pozostałe nagrania to nowe remiksy nagrań z debiutu (Plankton, Nothing But Illusion, Sunk In Emotion, Temptation In Vain) z nowymi partiami basu (Kacper Wołk), perkusji czy gitary solowej (Lecia Louise).