Tomasz Zień Trio to debiutant na polskiej scenie ambitniejszego grania, poświęćmy mu zatem parę słów wstępu. Formacja powstała w 2019 roku jako duet Tomasza Zienia i Katarzyny Kamer. Po roku dołączył do grupy perkusista Adam Golicki. W grudniu 2020 roku nagrała ona kilka utworów w studio, potem pojawiły się ciepło przyjmowane występy, no i wreszcie w maju tego roku światło dzienne ujrzał ich debiut, Night Tales.
Powiem od razu, że podoba mi się ich pomysł na siebie, a w zasadzie na styl i brzmienie. Trio nie jest bowiem kolejnym, progresywno-rockowym składem (wszak przedrostek „prog” jest w ich przypadku uzasadniony) grającym jak dziesiątki innych debiutantów. Bo podstawą ich brzmienia są dźwięki płynące z Hammonda B3, za które odpowiada Tomasz Zień, akustycznej wiolonczeli, które serwuje Katarzyna Kamer oraz elektrycznej wiolonczeli Łukasza Dudzińskiego. Momentami wydaje się, że dominacja Hammondowych form (które siłą rzeczy przenoszą słuchacza w latach siedemdziesiąte) jest tak duża, że przytłacza strukturę utworów. Ale to tylko pozory, bo tak naprawdę Hammondowe figury wraz z tymi wiolonczelowymi ciekawie się dublują, uzupełniają a i tworzą zgrabne harmonie. Te drugie zresztą dodają większej lekkości, którą podkreśla swobodnie grająca sekcja rytmiczna, z jazzowymi, czy jazz-rockowymi zagrywkami Adama Golickiego na bębnach.
Można zatem wrzucić ich do jazz rockowej szuflady, jest coś w tym z fusion, ale nie można też zapominać o pewnej blues rockowej bazie. No i jest też w ich muzyce coś niezwykle ważnego – kapitalne melodyczne formy, nadające jej atrakcyjności i swoistego… komercyjnego szlifu. Posłuchajcie zresztą otwierających album Intro: What’s Going On i Try To Love. Płyta sprawia wrażenie instrumentalnej, choć ma w sobie wiele wokaliz, za które odpowiada gościnnie się pojawiająca Paulina Kowalska. Warto jednak zauważyć utwór Perfect Mind, zaśpiewany w duecie przez samego Tomasza Zienia i wspomnianą Kowalską. Mroczny, utrzymany w klimatach Dead Can Dance i mocno odstający od całości. A skoro przy odmiennościach jesteśmy, trudno pominąć „pędzący” Above A Dream, totalnie zaskakujący swoim orkiestrowym rozmachem, pompatycznością ale i filmowością. Wspominałem tu także o progresywnym charakterze ich muzyki. Przykładem na to niech będzie najdłuższy w zestawie Happiness Within, który rozwija się spokojnie (solowe formy Hammonda i wiolonczeli) a potem narasta i w drugiej części zyskuje improwizacyjny charakter. Podobną strukturę ma zresztą kończący płytę Outro: The World You’re Waiting For ze wzniosłym finałem.
Inteligentny materiał z przesłaniem (ta muzyka to prośba o lepsze czasy, bez wojen) ale i ze smakiem, którego mógłbym słuchać w stylowym klubie z kieliszkiem kilkunastoletniej, dobrze ułożonej szkockiej whisky.