Gdyby ktoś kazał mi jak najkrócej opisać muzykę Loonypark, powtórzyłbym to, co napisałem już w recenzji poprzedniego albumu, wydanego w 2019 roku Deep Space Eight. Że to szeroko rozumiany neoprogresywny rock z ciepłymi klawiszowymi tłami, nienachalną gitarą, żeńskim wokalem i ogólnym nastrojem niespieszności i melancholii. I ta nowa płyta też oczywiście sporymi fragmentami taka jest. Przykładem niech będą kończące album dwie kompozycje: The Embarce i The Truth. Bardzo klimatyczne, nastrojowe, z ładnymi solowymi figurami klawiszowymi i gitarowymi. Jednak nie tylko takimi brzmieniami ten album stoi, bo sporo w nim różnorodności, głównie gitarowej. Powiedziałbym nawet, że to rzecz bardziej odważna pod tym względem od poprzedników.
Ale po kolei. Szósty album projektu Krzysztofa Lepiarczyka przynosi pewne zmiany i roszady – powiedzmy to – natury technicznej. Po pierwsze, do zespołu powróciła po krótkiej przerwie oryginalna wokalistka Loonypark, Sabina Godula-Zając. Przypomnę, że na Deep Space Eight zaśpiewała Magda Grodecka. Nie wolno jednak zapomnieć, że śpiewała ona teksty… Goduli-Zając. Zatem pani Sabina była jak najbardziej blisko Loonypark. A skoro o tekstach mowa. Wokalistka tak powiedziała o lirykach na tym albumie: Tworzenie materiału na album "The 7th Dew" przypadło na trudny czas. Treści spowodowane są osobistymi przeżyciami, przemyśleniami i nadzieją, że wszystko wróci do normalności. Jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że pozwolił mi wrócić do tego co kocham, do dźwięków, które czuję całą sobą. I faktycznie, mają one tę specyficzną melancholię, wrażliwość i są w istocie na swój sposób intymne. Choć czasami w dosyć oczywisty sposób przypominają o ważnych w naszym życiu zasadach („bądź dobry, miły, twardy, mądry, miej otwarte serce, otwarty umysł” w tytułowym The 7th Dew, czy „kiedy idziemy razem, jesteśmy silni” w The Tree Of Life).
Inną zmianę przynosi okładka – jak to zwykle w Loonypark niebanalna. Tym razem po okresie prac Leszka Kostuja i dziele Rafała Barnasia na Deep Space Eight przyszedł czas na pracę niemieckiego grafika i fotografa, Stefana Kellera.
No i co wreszcie z pozostałą muzyką? Wszak we wstępie było tylko o dwóch utworach. Mam wrażenie, że ta płyta jest mocniejsza. Mimo że Lepiarczyk jest klawiszowcem oddaje pole Piotrowi Grodeckiemu. Jego gitara króluje na The 7th Dew i to w różnych kolorach. Sporo jest ciekawych gitarowych solówek (The Earth, The Fever, Virtuality, wspomniane The Embarce i The Truth). Ta w The Fever, z efektem wah-wah, ma lekko psychodeliczny wymiar. Cała zresztą ta kompozycja ma mroczny klimat dzięki brudnym, gitarowym riffom. Z kolei w Toxic Unity gitarowe formy mają coś blues rockowego (co ciekawe, początek tej kompozycji jest taki… quasi jazzowy).
Struktura niektórych utworów jest wielowątkowa pod względem rytmicznym. Taki The Earth rozpoczyna się istną galopadką, by później zwolnić, wyciszyć się bez wykorzystania rytmu i wreszcie powrócić do początkowego rozpędzenia. A mój ulubiony na albumie The 7th Dew przynosi ciekawie budowane napięcie w zwrotce (pewna marszowość), które nagle ucina się i przechodzi w piękny harmonicznie wykonany refren. Uroku płycie dodaje jak zwykle emocjonalny, mający w sobie sporo dramatyzmu śpiew Goduli-Zając oraz wyraziście słyszalne w miksie partie basu Piotra Lipki. Bardzo udana płyta.