Warszawska grupa Riverside zaszalała pod koniec ubiegłego roku oferując swoim fanom aż trzy wydawnictwa. Najpierw nakładem Inside Out Music ukazała się recenzowana już u nas koncertówka Lost'n'Found - Live in Tilburg, potem zaś winylowy maxi singiel Acoustic Session oraz box Wasteland Tour 2018-2020, które światło dzienne ujrzały dzięki Vintage Vinyl, wytwórni perkusisty grupy, Piotra Kozieradzkiego. Zajmijmy się drugim z tych wydawnictw.
Pomysł na powstanie boksu zrodził się po tym jak zespół z powodów pandemii zmuszony był przełożyć a potem odwołać ostatnie polskie koncerty Wasteland Tour 2020. Muzycy zaproponowali tym fanom, którzy nabyli już bilety, dwie możliwości – zwrot pieniędzy lub wymianę biletu na koncertowy box. I chyba ci, którzy wybrali tę drugą opcję absolutnie nie żałują, bowiem dostali rzecz wyjątkową, szczególną i na swój sposób historyczną. Zresztą „zazdrość” tych miłośników zespołu, którzy nie mogli z tej wymiany skorzystać była tak duża (czytaj: box rozpalił zainteresowanie fanów do maksimum), że grupa postanowiła przeznaczyć wydawnictwo do sprzedaży w limitowanej ilości, jednak tylko dla członków swojego fanklubu.
Cóż, aż dziw bierze, że tak świetnie przygotowana i zrealizowana rzecz ukazuje się niejako poza oficjalnym katalogiem formacji. Bo wrażenie robi już pod względem edytorskim. Całość schowano do tekturowego pudełka opatrzonego logo grupy i adresami jej stron. Wewnątrz zaś umieszczono kolejne, tym razem twarde, pudełko mieszczące cztery płyty – dwie CD i po jednej DVD i Blu-ray. Do tego dorzucono 16-stronicową książeczkę ze zdjęciami z trasy oraz cztery fotografie muzyków ozdobione ich autografami. Grafika zdobiąca box i trzy tekturowe koperty z płytami (dysk Blu-ray został schowany do przezroczystej folii) to oczywiście „Wastelandowe” ilustracje Travisa Smitha.
Na dwóch dyskach audio, zatytułowanych odpowiednio Wasteland Tour 2018-2020 vol. 1 i Wasteland Tour 2018-2020 vol. 2, słuchacz otrzymuje 21 kompozycji granych przez zespół podczas tej trasy. Nagrania pochodzą z różnych koncertów, co słychać chociażby po konweransjerce Mariusza Dudy, raz to w naszym, innym razem w języku Szekspira. Choć to nie jeden spójny koncert, jestem pewny, że grupa dokonała szczegółowej i precyzyjnej selekcji utworów wybierając te w najlepszych wersjach. Bo to słychać. Tym bardziej, że jakość nagrań nie budzi żadnych zastrzeżeń.
Ci którzy lubią więcej spójności i dramaturgię jednego występu mają taki na płytach Blu-ray i DVD. To ponad dwugodzinny koncert zarejestrowany 15 listopada 2018 roku w Turbinenhalle w niemieckim Oberhausen. Przyznam otwarcie, że materiał ten jest zdecydowanie lepszy niż wydane w 2009 roku DVD Reality Dream, czy zawierające występ z 2015 roku Lost'n'Found - Live in Tilburg. Naprawdę zgrabna realizacja materiału wizyjnego (w tym kilka świetnych ujęć wykorzystujących światła) oraz soczyste i selektywne brzmienie cieszą niezmiernie. Nie mamy tu zatem do czynienia z jakimś okazjonalnym bootlegowym wypustem dla fanów!
Najważniejsza jest jednak sceniczna forma zespołu. A ta prezentuje muzyków dojrzałych, zgranych, z dużym luzem wykonujących wszystkie kompozycje. Ważne jest to, że grupa nie trzyma się studyjnych wersji i nadaje większości z nich inną formę, oferując mnóstwo zmian i aranżacyjnych smaczków. Słychać to w figurach basowych Mariusz Dudy, Hammondowych tyradach Michała Łapaja no i wreszcie w gitarowych formach Macieja Mellera, który sporo rzeczy (także solówek) gra zupełnie inaczej. Tak przy okazji, to pierwsze wydawnictwo koncertowe zespołu z tym muzykiem, co na swój sposób nadaje mu historyczności.
Imponować może też sceniczna produkcja ładnie oddana za pomocą kilku kamer. Ekspansywne i bogate światła oraz dwa telebimy po bokach tworzą fajny klimat. Szczególnie w pięknym The Night Before, w którym oświetlonym punktowo białym światłem Dudzie i Łapajowi towarzyszą płomienie ognia wyświetlane na ekranach.
Sensu analizowania wykonań poszczególnych utworów nie ma, bowiem najważniejsze tu są koncertowe emocje. A te zostały pokazane bardzo wyraźnie. Wypełniona po brzegi sala reagująca gorąco i towarzysząca wokaliście w zaśpiewach robi wrażenie. Tak jak i całe wydawnictwo. Dla fana… wstyd nie mieć.