ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Queen ─ Bohemian Rhapsody [The Original Soundtrack] w serwisie ArtRock.pl

Queen — Bohemian Rhapsody [The Original Soundtrack]

 
wydawnictwo: Virgin Records 2018
 
1. 20th Century Fox Fanfare [performed by Brian May]
2. Somebody To Love
3. Doing All Right... Revisited [performed by Smile]
4. Keep Yourself Alive
5. Killer Queen
6. Fat Bottomed Girls
7. Bohemian Rhapsody
8. Now I'm Here
9. Crazy Little Thing Called Love
10. Love Of My Life
11. We Will Rock You (Movie Mix)
12. Another One Bites The Dust
13. I Want To Break Free
14. Under Pressure
15. Who Wants To Live Forever
16. Bohemian Rhapsody (Live Aid)
17. Radio Ga Ga (Live Aid)
18. Ay-Oh (Live Aid)
19. Hammer To Fall (Live Aid)
20. We Are The Champions (Live Aid)
21. Don't Stop Me Now [Revisited]
22. The Show Must Go On
 
skład:
Freddie Mercury, Brian May, John Deacon, Roger Taylor, Tim Staffel
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,1

Łącznie 4, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
30.10.2018
(Recenzent)

Queen — Bohemian Rhapsody [The Original Soundtrack]

Film „Bohemian Rhapsody” jest chyba najważniejszym wydarzeniem (filmowo-)muzycznym tego roku. Z tego co słyszałem doczekał on się wielu, dość różnych opinii ze wskazaniem na (ponoć) te bardziej glanujące. Jednak z filmem jest zupełnie jak z muzyką. Wszystko to kwestia subiektywego odbioru, czego paliwąsy nigdy nie zrozumieją...

Obraz Bryana Stingera to przede wszystkim portet człowieka – z jednej strony scenicznej maszyny, potrafiącej porwać tłumy, lecz z drugiej – samotnej (w pewnym momencie bardzo zagubionego) i zmagającej się z samą sobą postaci. Przyznać trzeba, iż portretu w wielu momentach pięknego i poruszającego. Co ważne – pomimo faktu, że wokalista jest głównym bohaterem  - twórcy filmu postarali się, aby przedstawienie życia prywatnego Freddie’go, nie zmarginalizowało zbyt przesadnie wątku kariery zespołu. Rozwój obu motywów – zarówno Mercury’ego, budującego poczucie własnej wartości jak i zespołu wnoszącego swoją potęgę – zostały tutaj umiejętnie zbalansowane. W filmie również wyzbyto się niepotrzebnych dłużyzn, ciekawie używając występu zespołu na Live Aid w 1985 roku jako klamry spinającej całość.

„Bohemian Rhapsody” nie jest rzeczą bez wad. Zagorzali fani wytkną twórcom zapewne kilka błędów faktograficznych, dotyczących zarówno ludzi i wydarzeń (np. w filmie John Reid przejmuje opiekę nad zespołem od samego początku ich kariery, a nie od 1975 roku jak to rzeczywiście miało miejsce; Paul Prenter zostaje zwolniony przez Freddie’go przed Live Aid, a nie rok później)* jak i samego układu utworów (np. „Fat Bottomed Girls” zagrany przed pracami nad „A Night At The Opera”, a podczas pierwszych prób do „We Will Rock You”, Freddie prezentuje się w image’u z przystrzyżonymi na krótko włosami i charakterystycznym wąsem, który stał się jego wizytówką dopiero kilka lat później). Drażnić może również przesdadne podlukrowanie niektórych momentów (ludzie w pubuch śpiewający „We Are The Champions” podczas relacji z „Live Aid” było już lekką przesadą), lecz to są tylko niuanse nie zaniżające odbioru filmu.

Rami Malek – tutaj należy poświęcić tematowi osobny akapit.

Fakt powierzenia roli Mercury’ego właśnie jemu wzbudzał niemałe kontrowersje. Również ja podszedłem to niego dość wstrzemięźliwie jednak oddać muszę, że facet podołał zdaniu i zaprezentował niezwykłą kreację. Fakt, pozostaje faktem, iż widz musi poświęcić z dobrych pierwszych dziesięć minut obrazu, aby przestawić się  na odbiór filmowego Freddie’go, lecz Malek umiejętnie przekazał tę niezwykłą mieszankę wrażliwości i szaleństwa jakie cechowały frontmana Queen. Zagrał odważnie, bez kompleksów i – ostatecznie – dość przekonująco.

Teraz króciutko o ścieżce dżwiękowej do rzeczonego obrazu, która okazała się tylko dla mnie pretekstem do napisania kilku słów o filmie, który mnie poruszył...

Na pewno jest to swoiste the best of i rzecz od której śmiało można rozpocząć przygodę z Queen. Są tutaj same klasyki zarówno te z lat 70-tych („Bohemian Rhapsody”, „Somebody To Love”, „Killer Queen”) jak i 80-tych („Who Wants To Live Forever”, „Radio Gaga”, „Under Pressure”). Nie brakuje ciekawostek zarówno tych koncertowych („Keep Yourself Alive” z londyńskiego Rainbow Theatre, „Now I’m Here” z Hammersmith Odeon, kilka fragmentów z Live Aid) jak i unikatowych („Doing All Right” sygnowany jeszcze jako Smile). Wszystko to stanowi znakomite uzupełnienie niezwykłego obrazu o niezwykłym człowieku. Muzyka, obraz i kreacje świetnie współgrają ze sobą tworząc wciągającą całość.

Freddie, Queen, ich muzyka stały się legendami i „Bohemian Rhapsody” próbuje – mniej lub bardziej umiejętnie – uchwycić ten fenomen w ryzach dwóch godzin z hakiem. Jest obraz bezprzecznie warty obejrzenia i zagłębienia się w tym co próbuje sobą przedstawić.

W Polsce fim wchodzi na ekrany kin w najbliższy piątek i nie wątpię, iż sale będą wypełnione tak samo  jak te w jukejowie w ciągu ostatnich kilku dni.

 

 

 

 

 

 

*osobiście zaskoczył mnie fakt całkowitego pominięcia konfliktu z Normanem Sheffieldem – pierwszym menadżerem zespołu

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.