Domyślając się z czym będę miał do czynienia, zasiadłem do oglądania Best Of Ayreon Live z… długopisem i kartką pod ręką, żeby nic istotnego, o czym warto byłoby wspomnieć w tej recenzji, mi nie umknęło. I co? I po niedługim czasie sobie odpuściłem. Nie, nie dlatego, że jak mawiał inżynier Mamoń „nuda... nic się nie dzieje, proszę pana”. Wręcz przeciwnie, ilość zdarzeń i sekwencji docierających do odbiorcy jest tak duża, że szkoda czasu na analizy i szczegółowe wypisy. Na przykład na to, kto kiedy i z kim pojawił się na scenie i jak zaśpiewał? Bo to wszystko prawdziwy fan sam sobie odkryje i do wszystkiego dotrze. Po co psuć mu zabawę? Zadanie moje zatem stało się bardzo konkretne - odpowiedzieć na pytanie, czy warto po Ayreon Universe sięgnąć? A odpowiedź na nie jest równie oczywista – tak! I to koniecznie. A dlaczego?
Zacznijmy od paru podstawowych faktów pokazujących niezwykłość tego wydawnictwa. Rzecz zarejestrowano w holenderskim Tilburgu 16 września 2017 roku, podczas jednego z trzech, odbywających się dzień po dniu, i wyprzedanych w jeden dzień, koncertów w 013 Poppodium. Na scenie wystąpiło wówczas 18 wokalistów i 11 instrumentalistów, którzy wykonali 28 kompozycji z wszystkich wydawnictw Ayreonu a nawet dwa numery z innego projektu Arjena Lucassena, Star One (Intergalactic Space Crusaders i The Eye of Ra).
Rejestrowany koncert przygotowano w najdrobniejszych szczegółach z precyzyjnie zaplanowanymi detalami. To w zasadzie multimedialne widowisko utrzymane w charakterystycznym dla Ayreonu fantastyczno – kosmicznym entourage’u. Głównym elementem scenografii jest ogromny ekran z zaprogramowanymi idealnie grafikami uzupełniającymi daną kompozycję. Widzimy na nim nie tylko okładki albumów, z których wybrzmiewa utwór ale i inne graficzne motywy nawiązujące do albumowych konceptów. Dostajemy też na nim nazwiska artystów, którzy w danym momencie pojawiają się na scenie. Tę uzupełnia ponadto ogromne ramię „robota”, dwa mniejsze ekrany oraz w odpowiednich momentach wybuchające ognie i bogate światła. Już siedząc przed telewizorem odbiorca otrzymuje także informację, która kompozycja w danej chwili jest wykonywana. Materiał zarejestrowano przy użyciu trzydziestu kamer (!) i to widać. Nic ważnego nie umyka realizatorom, wszystko ogląda się dynamicznie i płynnie. No i dźwięk naprawdę może cieszyć.
A momenty? Tych jest mnóstwo. Od fajnego wprowadzenia w ten spektakl przez Michaela Millsa, przez przecudowną wokalnie wersję Valley of the Queens, w której harmonie w wykonaniu Anneke Van Giersbergen, Floor Jansen i Marceli Bovio po prostu wgniatają w fotel. Jest bardzo lubiany przeze mnie mroczny Comatose z 01011001 (swoją drogą, to chyba najbardziej wyeksponowany album na tym wydawnictwie) z zimnym wokalem Jonasa Renkse, który zastąpił śpiewającego w oryginale Jorna. Takich podmianek z naturalnych względów jest tu mnóstwo, trudno wszak oczekiwać, aby pomysłodawcy przedsięwzięcia udało się zgarnąć w jedno miejsce wszystkich przez lata wspierających go artystów. I tak imponująco wygląda ta lista obecności, pokazująca jak ogromną estymą cieszy się Holender w świecie progresywnego, ale i nie tylko progresywnego, rocka. Co jeszcze z owych momentów? Sympatyczne i długie przedstawianie każdego z artystów przez Irene Jansen w The Two Gates. No i pojawienie się samego Lucassena w The Castel Hall, ostatniej kompozycji podstawowego seta oraz jego długa, ponad dziesięciominutowa przemowa przed dwoma, podwójnymi zresztą, bisami. Pełna zabawności, ale i prawdziwych łez wzruszenia w oczach Lucassena, po którym faktycznie widać, jak niekomfortowe dla niego jest pojawianie się przed tak dużym audytorium. A owa publiczność? Ekstatyczna, emocjonalnie reagująca na sceniczne wydarzenia. Jak policzono zresztą, fani Lucassena przybyli do Tilburga z… 54 krajów świata.
Oprócz podstawowego dysku, z trwającym ponad 140 minut występem, dostajemy drugą płytkę, na której otrzymujemy klasyczny dla tego typu wydawnictw dokument, prawie 90 - minutowy Behind The Scenes. Znajdziemy na nim kulisy przygotowań, rozmowy z absolutnie wszystkimi artystami a nawet z fanami, wśród których dominują oczywiście słowa „amazing” i „incredible”. No i jest niespełna dwudziestominutowy fragment próby zapisanej 1 września 2017 roku, dwa tygodnie przed głównym wydarzeniem, w mniejszej sali w Tilburgu, z publicznością i… częściowo z innymi artystami.
Wszystko do tego pięknie wydano i to aż w siedmiu wersjach! Okładkę ozdobiono złotym, wypukłym liternictwem a 20 - stronicową książeczkę (w przypadku recenzowanej wersji 2DVD) wypełniły zdjęcia wszystkich instrumentalistów i wokalistów z osobistymi komentarzami Lucassena dotyczącymi każdego z artystów.
W porównaniu z wydanym dwa lata temu, The Theater Equation, innym Ayreonowym przedsięwzięciem, to majstersztyk. W tamtym przypadku realizacja była po prostu koszmarna. Widać, że Lucassen wyciągnął wnioski z tej – nie bójmy się tego powiedzieć - ogromnej wtopy. Dzięki temu obcujemy z wydawnictwem, które mogę polecić każdemu wielbicielowi muzyki, który jeszcze nigdy nie zetknął się z fenomenem Arjena Lucassena. Może tu tę swoją muzyczną zaległość nadrobić szybko i efektownie. A co z fanami? To dla nich Ayreonowa Biblia, którą muszą mieć. A dla mnie poważny kandydat na DVD tego roku.