Nieco ponad tydzień temu światło dzienne ujrzał drugi solowy album Bjørna Riisa, będący następcą wydanego trzy lata temu i dobrze przyjętego Lullabies in a Car Crash. Niewtajemniczonym szybciutko przypomnę, że Norweg jest kompozytorem, gitarzystą i swoistym filarem grupy Airbag. I choćby z tego powodu jego muzyka natychmiast jest porównywana do dokonań macierzystej formacji. A ponieważ muzyk nie bawi się na siłę w jakieś stylistyczne skoki w bok, stycznych między jego graniem i brzmieniem Poduszki powietrznej jest mnóstwo. Było je słychać już na jego debiucie, słychać i tu, dlatego też każda z tych płyt obowiązkowo powinna znaleźć się na półce fana Airbag. Floydowe klimaty, akustyczne tła, gustowne partie gitary i urzekające melodie. Oto cechy jego stylu.
A jednak Forever Comes to an End przynosi pewne zmiany w stosunku do pierwszego albumu i pokazuje, że artysta wcale nie stoi w miejscu. W zasadzie już zapowiedź płyty mogła na te zmiany wskazywać. Bo to że Riis wspomniał, iż płyta będzie swoistym hołdem dla jego gitarowych guru, takich jak David Gilmour i Steve Rothery, nie powinno szokować, jednak wspominanie w tym kontekście takich nazwisk jak Tony Iommi i Zakk Wylde mogło intrygować. I faktycznie jest tu momentami naprawdę głośno, mocno i rockowo.
Przekonuje już o tym otwierający całość utwór tytułowy Forever Comes to an End. Ależ to ciężki i metalowy wręcz jak na niego numer, choć dodajmy natychmiast, że zawierający także i subtelne akustyczne rozprężenia z jesiennym pianinem i smyczkowymi tłami. Totalnie zaskoczyć może też Getaway. Szybki, rozpędzony, zbudowany na motorycznej linii gitary basowej i zawierający mocne riffy. W pozostałych kompozycjach już wielkich sensacji nie ma. The Waves, Winter czy kończący płytę Where are You Now są długimi, raczej klimatycznymi i majestatycznymi utworami z powolnie budowaną dramaturgią. W tym ostatnim powraca znany już z płyty melodyjny motyw, pokazujący pewien muzyczny koncept tego krążka. Warto też zwrócić uwagę na dwa instrumentalne nagrania – Absence i The Calm – prezentujące bardziej ambientowe, ilustracyjne i filmowe oblicze Riisa.
Atmosferę albumu podkreśla ciekawa okładka, którą zdobi zdjęcie autorstwa Kjetila Karlsena wykonane w Beisfjord, niedaleko Narwiku, oraz emocjonalna warstwa liryczna dotykająca trudnych i bolesnych relacji w ludzkich związkach.