Świat się zmienia. Gna do przodu. Nawet nie wiesz kiedy wczoraj jest już daleką przeszłością. Obojętnie gdzie spojrzysz tego już nie ma. Jest tylko pęd, pęd ku krańcowi. To pewnie będzie jeszcze przyspieszać. Będzie rozpierało się aby móc jeszcze szybciej biec. Tak, świat się zmienia w zastraszającym tempie. W epoce dehumanizacji i braku czasu jednostka powoli zatraca swoje ja i czyni się workiem pełnym reklam. A jeszcze nie tak dawno ideały kierowały naszymi poczynaniami. Nostalgiczne patrzenie w zachodzące słońce doprowadzało do dreszczu rozkoszy. Dotknięcie pyłku na wietrze uspokajało nasze pragnienia. Wielu ludziom świat ucieka i nie wszyscy chcą i pragnął go dogonić.
Najnowsza płyta Davida Crosby’ego zatytułowana jest „Lighthouse” i została nagrana w 2016 roku. I to jest płyta, którą Crosby ukazuje nam, że jeszcze można spojrzeć za siebie, że jeszcze można uchwycić ten ulotny posmak Lata Miłości. Nostalgia przemawiająca za tamtymi latami jest wszechobecna w najnowszym dziele tego wielkiego amerykańskiego muzyka. Tym razem dostaliśmy muzykę na poły akustyczną, czasami nawiązującą do dokonań wielkiej czwórki Crosby, Stills, Nash and Young. Delikatny podkład muzyczny czy to pianina czy też organów tylko potęguje nastrój pewnej zadumy i melancholii. Gdzie to pokolenie Woodstock, które goniło jasny promień słońca aby dosięgnąć gwiazdy w kalejdoskopie tęczy.
Gdzie ta siła flower power gdy tylko wystarczyło chcieć i wszystko było możliwe? Tego nam brakuje, tego brakuje Crosby’emu. Ta muzyka za tym tęskni i nieśmiało spogląda za siebie.
To jest powrót do korzeni, do pierwszych wspólnych nagrań z The Byrds. To jest powrót do czasów młodości. Dotknij tęczy i już będziesz po drugiej stronie. Wyciągnij ręce a barwy miłości wciągnął cię do odwiecznego kalejdoskopu barw.
A wszystko zaczyna się od „Things We Do For Love” przepięknej ballady o miłości. Crosby śpiewa w tym numerze, zresztą podobnie jak na całej płycie bardzo spokojnie jego wokal jest pełen zadumy i nostalgii. Mistyczna jazda w utworze „Driver Out Of the Desert” przypomina inną jego płytę, debiut. Zresztą odnośników do pierwszej płyty odnaleźć możemy więcej czy to w „Paint You a Picture” czy w „What Makes It So”. Płynie sobie ta muzyka spokojnie na falach melancholii i refleksji nad tym czego już nie ma. „Lighthouse” zadziwia swoją prostotą, swoim folkowo psychodelicznym brzmieniem. To jest bardzo dobra muzyka wykonana przez jednego z najbardziej fundamentalnych muzyków Ameryki.
Spojrzyj wstecz wraz z Davidem i stań choć na chwilę na drugim brzegu tęczy bo warto.