Grateful Dead - podróż dookoła Słońca.
Odcinek drugi.
Druga płyta Grateful Dead „Anthem Of The Sun” nagrywana między wrześniem ’67 a marcem ’68, została wydana w lipcu 1968 roku. W tym czasie do zespołu dołączył drugi perkusista Mickey Hart i dzięki temu brzmienie grupy stało się bardziej soczyste i motoryczne. Płyta powstała rok po debiucie, gdy zespół miał już za sobą wiele koncertów i jego muzyka „ociekała” wręcz psychodelią. To prawdziwe arcydzieło epoki acid rocka – muzyczny kalejdoskop wielobarwnych odcieni narkotycznych podróży.
„Anthem Of The Sun” jest niezwykłym zapisem czterech studyjnych sesji oraz siedemnastu koncertów. Jest tak świetnie zmiksowany, że nie słychać żadnych przerw czy jakiś szczelin w dźwięku. Posłuchajcie nagrań koncertowych z lat 1966-1969 grupy Jerry’ego Garcii. Koncerty grane dzień po dniu, noc w noc gdzie muzyka aż kipi improwizacyjnymi utworami. Do tego każdego dnia mamy różne zestawy utworów, a jeśli grają już ten sam numer, to i tak różni się on od wczorajszego wykonania.
„That’s It For The Other One” zaczyna się spokojnym wstępem wokalnym Garcii a następnie przechodzi w niczym nieskrępowany jam session, gdzie główną rolę gra gitara Jerry’ego, perfekcyjnie wspomagana przez rytmiczną gitarę Boba Weira. Drugi i trzeci utwór na płycie są utrzymane w podobnym duchu. Mają swobodniejszą formę, tworząc mieszankę jazzu , bluesa i rocka. „Alligator” skomponowany przez basistę Phila Lesha i grającego na hammondach Rona „Pigpena” McKernana – znowu wybija się na plan pierwszy gitara Garcii i niesamowite jammowanie zespołu . W tle mamy nawet wstawkę na trąbce Lesha, wskazującą inspirację Davisem i jego płytą „Sketches Of Spain”.
Końcowy fragment płyty to szaleńczy, pełen ekspresji pochód basu, który przeganiany jest przez bębny i inne instrumenty perkusyjne, a całość wieńczą zgrzyty i przesterowane „głosy” gitary Garcii.
„Anthem Of The Sun” to nieskończona ścieżka prowadząca przez hałaśliwe ulice, która przecina aleje niczym sekretny rytm brzucha. A na drugim końcu wszechświata pająk bez imienia wysnuwa się z mojej jaźni i brzęczy w elektrycznej gitarze Muzyki Grateful Dead.
Dla mnie ta płyta jest absolutnym kanonem muzyki psychodelicznej.