ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Waits, Tom ─ Closing Time w serwisie ArtRock.pl

Waits, Tom — Closing Time

 
wydawnictwo: Asylum 1973
 
1. Ol’ 55 (Waits) [03:58]
2. I Hope That I Don’t Fall In Love With You (Waits) [03:54]
3. Virginia Avenue (Waits) [03:10]
4. Old Shoes (& Picture Postcards) (Waits) [03:40]
5. Midnight Lullaby (Waits) [03:26]
6. Martha (Waits) [04:30]
7. Rosie (Waits) [04:03]
8. Lonely (Waits) [03:12]
9. Ice Cream Man (Waits) [03:05]
10. Little Trip To Heaven (On The Wings Of Your Love) (Waits) [03:38]
11. Grapefruit Moon (Waits) [04:50]
12. Closing Time (Instrumental) (Waits) [04:58]
 
Całkowity czas: 45:46
skład:
Tom Waits – Guitar, Piano, Celeste, Harmonium, Harpsichord, Vocals. Shep Cooke – Guitar, Backing Vocals. Peter Klimes – Guitar, Pedal Steel Guitar. Delbert Bennett – Trumpet. Bill Plummer – Bass. John Seiter – Drums, Backing Vocals. Guest Musicians: Arni Egilsson – Bass. Jesse Ehrlich – Cello. Tony Terran – Trumpet.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,4

Łącznie 4, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
29.11.2014
(Recenzent)

Waits, Tom — Closing Time

Grejpfrutowy księżyc w sobotnią noc – odcinek 1.

Tak się wahałem, któremu z dwóch panów poświęcić kolejny po Jethro Tull cykl – jeden i drugi są dla mnie artystami bardzo ważnymi, jeden i drugi nagrywali i nagrywają świetne, porywające płyty, choć na liczniku mają już siódmą dekadę. W końcu stwierdziłem, że będą obaj – jako że się w pewnym sensie dopełniają, to opowiemy o nich na przemian, po kolei. A na doczepkę będzie jeszcze jeden pan, z zupełnie innej bajki.

Bruce’a i Toma dzieli raptem dwa i pół miesiąca – Thomas Alan Waits przyszedł na świat 7 grudnia 1949; dzielą ich też tysiące kilometrów – Boss wywodzi się z pochmurnego New Jersey, Waits ze słonecznej Kalifornii – i muzyczne zainteresowania: Springsteen zafascynował się rodzącym się rockiem i muzyką popularną lat 60., która Waitsa niezbyt interesowała (do takiego stopnia, że jego idolem stał się Bing Crosby). Łączy ich to, że wydali debiutanckie płyty w tym samym roku – 1973 (Tom dwa miesiące po Bossie) i obaj mieli z tymi debiutami trochę pod górkę.

Gdy Bruce Springsteen odkrywał rocka dzięki Beatlesom, Tom Waits poznawał muzykę, jeżdżąc wraz z ojcem do Meksyku: oboje rodzice Toma byli nauczycielami, a Waits senior uczył w jednej z tamtejszych szkół. Waits junior przysłuchiwał się piosenkom z meksykańskiego radia (nazwijmy to tak – lokalna odmiana folku, tzw. ranchera), sam nauczył się grać na pianinie, interesował się też gitarą (wkładał stetoskop do pudła rezonansowego i słuchał, jak rodzą się dźwięki). Zamiast rocka wolał jazz, folk, czarnego bluesa, rhythm ‘n’ blues, słuchał Boba Dylana, Louisa Armstronga, Howlin’ Wolfa, czytał Kerouaca i Bukowskiego… Pracował w pizzerii Napoleone, amatorsko grał w zespole The Systems, potem zaczął też pracę w klubie Heritage w San Diego, gdzie występowali artyści reprezentujący wszystkie możliwe gatunki muzyki, tam też dał swój pierwszy płatny koncert (zarobił całe 6 dolków). Po służbie wojskowej w roku 1970 wylądował w LA, gdzie zaczął regularne koncerty w klubie The Troubadour; rok później podpisał kontrakt z wytwórnią Bizarre/Straight należącą do Franka Zappy i Herba Cohena. W drugiej połowie 1971 nagrał całą serię demówek dla Bizarre, ale że z płyty nic nie wyszło – w roku 1972 podpisał nowy kontrakt, tym razem z większą wytwórnią Asylum.

Nagrywanie płyty szło jak po grudzie. Choć Tom szybko zaprzyjaźnił się z producentem Jerrym Yesterem – pod koniec sesji panowie darli koty, bo Waits chciał, aby jego płyta miała jazzowy charakter (naciskał, by partie basu zagrano na kontrabasie, nie gitarze basowej, bo ta kojarzyła mu się zbyt rockowo), a Yester ciągnął w stronę folku. Do tego Tom nie mógł nagrywać – jak chciał – wieczorami, bo studio było już zajęte: ostatecznie musiał zgodzić się na sesje od 10 do 17. Ostatecznie materiał zarejestrowano w kilku rzutach, za to ostatnia sesja, podczas której nagrano utwór tytułowy, została tak przez producentów, jak i muzyków określona jako kompletnie magiczna. Po paru dogrywkach studyjnych (głównie smyczki) album „Closing Time” ukazał się w marcu 1973.

Tu i tam faktycznie Waitsowi udało się postawić na swoim – „Virginia Avenue”, otwarta odjechanym wstępem kontrabasu, elegancko ozdobiona partią trąbki i stonowaną gitarą, z wyeksponowanym fortepianem, rzeczywiście przesycona jest jazzowym nastrojem. Dominują jednak oparte głównie na fortepianowych brzmieniach ballady, mające w sobie więcej z folkowej tradycji, niż z jazzu, choć ten tu i tam wychyla łeb (w sporej mierze za sprawą partii trąbek). Podobnie jak Boss, Tom Waits na debiucie dopiero krystalizuje swój styl – i tak jak Bruce, prezentuje słuchaczowi kilka wybitnych pieśni (słowo „ballada” jakoś mi tu nie pasuje) - „Ol’ 55” (z tymi delikatnymi, czarownymi akordami fortepianu), „Hope That I Don’t Fall In Love With You”, „Martha” (z iście bajkową aranżacją smyczków), „Grapefruit Moon” czy faktycznie bajkowy, poruszający instrumentalny „Closing Time” – to są rzeczy, jak Wojtek mawia, nie do wyjęcia: piękne melodie, zaaranżowane oszczędnie, acz z wielkim smakiem, pięknie wykonane. Całość nieco przypomina wcześniejszy o dwie dekady album „In The Wee Small Hours” Sinatry: jest przesycona melancholijnym klimatem późnej nocy/wczesnego poranka, pełna podskórnego smutku, niezwykle nastrojowa. Nawet żywsze fragmenty („Ice Cream Man”, jedyny dynamiczny fragment płyty, czy „Old Shoes (& Picture Postcards)”, do którego wkrada się walczyk) niespecjalnie podnoszą temperaturę tej minorowej, smutnej płyty, na której Waits (śpiewający jeszcze całkiem czysto – na firmową skrajną chrypę trzeba będzie jeszcze co nieco zaczekać) prezentuje się jako bezpośredni spadkobierca tak beatników lat 50. w rodzaju Neala Cassady’ego (jak wolny duch z „Ol’ 55” i :OId Shoes”, ruszający przed siebie w starym samochodzie), jak i nostalgicznych, jazzowych croonerów w rodzaju Sinatry właśnie.

Podobnie jak w przypadku Bossa – krytycy płytę przyjęli ciepło, publiczność ledwie ją zauważyła. Popularność „Closing Time” nieco wzrosła, gdy piosenki z niej pojawiły się na płytach innych, bardziej w tym czasie znanych artystów (Tim Buckley wziął na warsztat „Marthę”, Eagles – „Ol’ 55”), ale nadal o wielkiej popularności nie było mowy. Tym niemniej, Waits wyruszył w pierwszą trasę koncertową, na razie jako support (on sam śpiewający i grający na gitarze i fortepianie, do tego gitarzysta, trębacz i kontrabasista). Druga część trasy miała miejsce jesienią (wtedy Waits występował wyłącznie z towarzyszeniem kontrabasisty Boba Webba, otwierając koncerty Franka Zappy). No i nagrywał kolejny album.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.