Prawie rok czekał ten album na recenzję w naszym serwisie. Ale cóż to jest wobec dziewięciu lat, jakie kazali czekać swoim fanom panowie z Connecticut na następcę wydanego w 2004 roku FWX. Czekanie w każdym razie się opłaciło, bo legendarni już weterani progresywnego metalu zaserwowali bardzo udany krążek, dobrze prezentujący się na tle ich dotychczasowej dyskografii.
Na płycie znalazło się dziesięć nowych numerów zarejestrowanych od kwietnia do lipca 2013 roku w Carriage House Studios w Stamford, The Bridge Recording w Glendale oraz w studiu Jima Matheosa w New Hampshire. Sam album jest powrotem do składu gitarzysty Franka Arestiego, który ostatni raz zagrał na płycie Inside Out (1994), oraz… studyjnym debiutem obecnego w zespole od 2007 roku perkusisty Bobby’ego Jarzombka (min. Riot, Halford, Iced Earth).
Co jest siłą Darkness In A Different Light? Przede wszystkim treściwe, zwarte kompozycje (poza kończącym całość 14 – minutowym And Yet It Moves) utrzymane w progresywno – metalowej konwencji. Muzycy stawiają w nich na dobrą melodykę i na swoistą prostotę odrzucając bardzo techniczną ekwilibrystykę. I tym chociażby różnią się od obecnej ikony stylu – nowojorczyków z Dream Theater. Sporo o Darkness In A Different Light mówi już otwierający album One Thousand Fires – ponad siedmiominutowa kompozycja Matheosa, Aldera i Arestiego. Zaczyna ją mocny, masywny i soczysty riff pędzący do przodu. Klimatyczne zwolnienia, podobnie jak charakterystyczny wysoki wokal Aldera, dodają jej różnorodności. Kolejny Firefly jest jeszcze bardziej konkretny. Fajnie buja i ma nośną melodię. Po drugiej stronie jest również pięciominutowy i ciężkawy, jednak bardziej pokomplikowany I Am. Z kolei Kneel And Obey, bardziej jednolity i chwilami lekko transowy, przynosi spore pokłady pewnej mroczności. Artyści dają słuchaczowi kilka momentów wytchnienia. Są wśród nich miniaturowa akustyczna balladka Falling i oniryczny Lighthouse. Zamykający album wspomniany wielowątkowy And Yet It Moves nie jest może najsilniejszym punktem programu, jednak ma intrygujący, utrzymany w stylu muzyki dawnej wstęp, kawał pełnej pasji gry Jarzombka i celne gitarowe solowe popisy.
Na bonusowym dysku muzycy pomieścili wydłużony o klimatyczne zakończenie utwór Firefly oraz inną – rozbudowaną i w pełni rockową - wersję miniatury Falling, tu pod nazwą Falling Further. Są też udane koncertowe wersje One i Life In Still Water zarejestrowane na festiwalu ProgPower w Atlancie w 2009 roku.