Wiem że post – rock najlepsze lata ma już chyba za sobą i od jakiegoś czasu zaczyna zjadać własny ogon, niemniej, nie przeszkadza to absolutnie kolejnym kapelom wałkować to, do niedawna, twórcze poletko. Poletko dla poszukujących odskoczni od klasycznego rocka czy metalu. Zresztą przykład rodzimego Tides From Nebula, który dosyć głośno wdziera się na „salony” tego stylu, (trochę może zbyt późno dając do zrozumienia niektórym, że Polak w tej szufladzie też pogrzebać potrafi) jest jak najbardziej na miejscu…
Ten wstępik nie jest oczywiście przypadkowy, bo główny bohater tego tekstu – amerykański Caspian – jest doskonałym przykładem „grupy w tym stylu”. Niewiele jeszcze ugrali, wszak istnieją dopiero 6 lat. Parę tras koncertowych (w tym występy przed japońskim Mono), dwie epki („You Are The Conductor” - 2005, „Tour” – 2006) oraz jeden, jedyny pełnowymiarowy, wydany w 2007 roku (w Europie pojawił się w roku ubiegłym) krążek, „The Four Trees”, będący zresztą przedmiotem tej recenzji.
No to jakie są te „Cztery drzewa”? Już odpowiadam: baaaardzo klasycznie post – rockowe. Nie będę się silił na wielkie porównania, szukając nie wiadomo jakich nazw i posłużę się tymi najbardziej znanymi. Bo jeśli kochacie wspomniane już Mono, czy islandzki Sigur Ros, ta płyta z pewnością wam się spodoba. Godzinka z kilkunastosekundowym hakiem, wpisana w jedenaście kompozycji, z tym, co tak bardzo charakterystyczne dla takiego grania. Już otwierająca całość, najdłuższa, bo dziewięciominutowa „Moksha” jest taką „caspianową Biblią”. Delikatność, przestrzeń, dźwiękowe plamy nadające specyficznej, rozmarzonej melodyki, nieregularne metrum, no i obowiązkowe, gitarowe, niekiedy pełne zgiełku, ściany dźwięku. A wszystkie te pomysły muszą się bronić bez wokalu. Bo to post – rock instrumentalny, co także niczym oryginalnym nie jest, wszak wokalny minimalizm, podobnie jak wspomniane wyżej cechy, tworzą ramy stylu. I kolejne rzeczy przynoszą nam to wszystko, co pierwsza „Moksha”, dodatkowo, z obowiązkowymi repetycjami (choćby w następnym „Some Are White Light”). Jakby senne, luźno snujące się gdzieś donikąd, idealnie nadające się do rozbudowanych improwizacji. Choć są i chwile mniej standardowe. Jak milutka, oniryczna „See Lawn”, z pięknym, melodyjnym, gitarowym motywem, który można już zanucić po pierwszym odsłuchu, czy ascetyczna, oparta tylko o dźwięk gitary, kompozycja „Our Breaths In Winter”, pełniąca swego rodzaju interludium. Podobny, nieprzekombinowany charakter mają również „The Dropsone” i „The Dove”. Przedostatnia „ASA” ma coś z orkiestrowego przepychu a ostatnia „Reprise” wręcz post – metalowe zwieńczenie.
Lada chwila światło dzienne ujrzy drugie dzieło Caspiana – „Tertia” a za miesiąc formacja po raz kolejny pojawi się w Polsce, aby pochwalić się tym swoim dokonaniem. Myślę, że wszyscy miłośnicy post – rockowych barw powinni ich zobaczyć i sięgnąć po tę, w sumie bardzo udaną, płytę.