Tak sobie ostatnio pomyślałem, spoglądając na to co dzieje się w światku polskiej muzyki z ambicjami, iż nasza integracja z Europą najlepiej rozwija się nie w rolnictwie czy edukacji tylko właśnie w dziedzinie takowej muzy. Przykłady? Jest ich całkiem sporo. O Riverside wiedzą już chyba wszyscy zainteresowani. To już ścisła czołówka europejskiego progrocka. Quidam i After całkiem niedawno z powodzeniem wojażowali z koncertami po Europie zaś młode Three Wishes czy Space Avenue wydały płyty na europejskim poziomie. Tymczasem ostatnio, niejako na potwierdzenie przyjętego przeze mnie na wstępie założenia, upowszechniła się... „nowa świecka tradycja”. A na czymże owa tradycja polega? Otóż coraz częściej, młode polskie zespoły, nie dostrzegając granic (i słusznie!), wydają swoje debiutanckie albumy daleko od naszej ojczyzny. Jastrzębski Sandstone startuje ze Stanów Zjednoczonych, tam wydając debiut, warszawski Believe (choć tu już muzycy z doświadczeniem) rozpoczyna swoją przygodę w Szwajcarii, zaś Underground Fly, o którym za chwilę szerzej, znajduje swoją odskocznię w kolebce rocka – Wielkiej Brytanii. Sporo tej publicystyki na początek zatem powoli przechodźmy do muzyki, wszak bohaterem niniejszej recenzji ma być płyta z dźwiękami tej ostatniej kapeli.
Tych, którzy zetknęli się już z muzyką „Podziemnej Muchy” i czytają w tym momencie te słowa, być może zaskakuje ustawienie tej grupy w jednym rzędzie z powyżej wymienionymi zespołami, jednak według mnie owa „europejska ścieżka”, którą podąża Underground Fly i przede wszystkim granie muzyki nietuzinkowej, na swój sposób niezależnej i poszukującej, usprawiedliwia mój subiektywny i ryzykowny krok. Zresztą muzyka zespołu gościła już na falach radiowych lubianych przez czytelników ArtRock.pl i jestem przekonany, że zasługuje na ich uwagę.
Debiutancka płyta Underground Fly „Your Move – Your Choice” dotarła do mnie z Poznania, co może sugerować, iż siedzibą grupy jest stolica Wielkopolski. Zespół jest dosyć oszczędny i mało wylewny w tych sprawach na swojej oficjalnej stronie. Zresztą sami muzycy kryją się na płycie za pseudonimami: Maverick, Seemoon, Boss i Ratusz, co tylko potwierdza szczerość ich intencji i hierarchię przyjętych przez zespół wartości – liczy się muzyka, a nie tania popularność. Grupa powstała w 2002 roku i ma na koncie już małe sukcesy. Półfinał Big Star Festival, pierwsza ósemka akcji Gazety Wyborczej „Gra Muzyka” czy pierwsza nagroda w szwajcarskim (oj...lubią nas ci Helweci!) Donc Festival. Na przełomie 2004 i 2005 roku zespół podpisał kontrakt z niezależną wytwórnią brytyjską Captive Recordings, którego efektem jest ta, wydana w kwietniu 2006 roku, płytka.
Najwyższy czas przyjrzeć się jej zawartości. „Your Move – Your Choice” to dwanaście zwięzłych, zgrabnych kompozycji, nie jakichś tam „długasów”, tylko 4-5 minutowych kawałków. I tu rzecz ciekawa... Już przy pierwszym odpaleniu płytki moje uszy wyłowiły intrygujące piękno aż przy siedmiu kompozycjach, a dłoń uzbrojona w pióro postawiła tamże stosowny znacznik. Nieźle jak na początek. No właśnie… początek już powala! „Confession” ze świetnym gitarowym wstępem, bujającym lekko rytmem i kapitalnym refrenem, którego melodia może dodać skrzydeł w każdy pochmurny poniedziałek, daje nam sygnał, że mamy do czynienia z profesjonalnymi pełną gębą debiutantami. Tempo utrzymuje równie nośny, następny na płycie, „Liberated” z „wstawionymi” doorsowskimi klawiszami, delikatnie przenoszącymi wstecz, tę nowoczesną na wskroś kompozycję. Trzeci na płycie „Flash Of Inside” spięty klamrą odgłosów ludzkiego oddechu i z nieco marszowym rytmem, podobnie jak poprzednie kompozycje urzeka melodyką, od której nie można się wręcz uwolnić. Krótkie klawiszowe tło, z którego wyłania się wokal, rozpoczyna „White Dove”. W dalszej części kompozycji dominuje już ostrzejsza, przesterowana gitara, która jednak po jakimś czasie ustępuje miejsca świetnemu, łagodnemu refrenowi, zwieńczonemu skromną ale wyrazistą solówką gitarową. A to wszystko w ciągu... 3 minut i 40 sekund!!! Cóż zatem gra ta Mucha? Najprościej byłoby powiedzieć, że niezależnego, gitarowego rocka, czerpiącego inspiracje z muzyki brytyjskiej lat 90-tych. Już jednak po tych kilku kompozycjach można pokusić się o tak nielubiane przez muzyków, lecz często nieodzowne w wypadku debiutującej kapeli, porównania. Moim zdaniem najwięcej grupa czerpie ze stylistyki U2. Słychać to szczególnie w śpiewie wokalisty Marcina „Mavericka” Kujawy, którego interpretacje wokalne w wyższych rejestrach mogą kojarzyć się z manierą Bono. Podobnie jest z podejściem do gitary. Trudno mówić tu o jakiejś wirtuozerii, kwiecistości czy kunsztowności. Dominuje prostota, oszczędność i przede wszystkim szczerość... taka jak u zarania irlandzkiej grupy. Co ciekawe – utwór „Cowboy”, przywołuje amerykańską muzykę, z jaką poflirtowało U2 na „Rattle And Hum”. Powyższa „szuflada” byłaby jednak zbyt dużym uproszczeniem. W kompozycjach możemy doszukać się wpływów Coldplay, Suede czy Travis. A wszystko to tworzy rewelacyjną miksturę absolutnie przestrzennej i jeszcze raz podkreślam, niezwykle melodyjnej, choć niekomercyjnej muzyki. Potwierdzają to prześliczna ballada „Between” i następująca po niej kompozycja „Shiza” z przejmującą, pełną zgiełku końcówką. Z kolei „Celebration”, zapoczątkowane dźwiękami pozytywki, w refrenie przywołuje... Joy Division. Płytę kończą „The Narrow Way” z niesamowicie wykrzyczanym refrenem: “what more can I give than my life, that’s all I’ve got for you, I just got for you tomorrow” oraz skromna, zagrana tylko na gitarę akustyczną i klawisze Szymona “Seemoona” Dwornika, nastrojowa kompozycja “Goodnight”. Muzykę dopełniają teksty wspomnianego Marcina Kujawy – bardzo osobiste, pełne własnych odczuć, przeżyć czy poszukiwań...
„Your Move – Your Choice” to dla mnie jeden z najciekawszych debiutów ubiegłego roku. Twój ruch.... twój wybór szanowny Czytelniku czy po niego sięgniesz. Według mnie – warto zaryzykować.