Trudno podejść do tej płyty na chłodno i oceniać gwiazdkami. Bo to album, który już zawsze będzie postrzegany w kontekście wielkiej tragedii. 21 listopada 2021 roku w szpitalu w Nottingham zmarł w wieku 56 lat, w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym, wokalista Big Big Train, David Langdon. Już wówczas ten nowy album był nagrany, mało tego – ustalona nawet była, na 28 stycznia tego roku, data premiery. Niestety Longdon jej nie doczekał i Welcome To The Planet okazał się dziewiątą i zarazem ostatnią płytą zespołu, na której zaśpiewał.
Pewnym chichotem losu jest fakt, iż paradoksalnie to - jak na nich - album bardzo pozytywny, optymistyczny, wręcz pogodny. Otwierający płytę Made From Sunshine odnosi się do narodzin nowego życia i jest swoistą jego afirmacją! Z kolei Capitoline Venus to romantyczna ballada o miłości a cudny Proper Jack Froster odnosi się do czasów beztroskiego dzieciństwa, zobrazowanego choćby zabawami podczas Bożonarodzeniowych świąt.
Wszystkie te wspomniane kompozycje mają jednak tak urzekające i nostalgiczne melodie, że trudno się przy nich najzwyczajniej nie wzruszyć pamiętając, że śpiewa je osoba, która dosłownie przed chwilą odeszła. Zatem ten czternasty album Dużego Pociągu jest najzwyczajniej piękny. Jest płytą, na której muzycy rezygnują z długich, rozbudowanych form i stawiają na dość atrakcyjną piosenkowość (to jakaś tendencja, wszak ostatnio pisałem tak o nowej płycie The Flower Kings). Oczywiście, że zachowują charakterystyczną dla siebie progresywną strukturę. Z drugiej strony, gdy słucham Welcome to the Planet, myślę sobie, jak dużą ewolucję przeszedł Big Big Train, od zespołu kojarzonego ewidentnie z Genesisowym brzmieniem, po formację mającą swój niezaprzeczalny styl. Owszem, rozpęd wydawniczy mają w ostatnich latach niebywały! Niech was jednak nie zwiedzie, że Welcome to the Planet ukazało się ledwie pół roku po Common Ground, bo kompozycje tu zapisane nie brzmią absolutnie jak jakieś odrzuty z poprzedniej sesji.
Zresztą dowodów w sprawie jest mnóstwo: Made from Sunshine – rozpoczynająca płytę pogodna, optymistyczna piosenka oparta o akustyczne formy w tle; The Connection Plan – żywy numer z kapitalnymi figurami wokalnymi, basowymi i skrzypcowymi; Capitoline Venus – muzyczna ballada, będąca pięknem samym w sobie; Proper Jack Froster – jeden z najlepszych w zestawie utworów, z żeńskim wokalem Clare Lindley i jej skrzypeczkami, ale i też z sekcją dęciaków, czy wreszcie najdłuższy w zestawie Oak and Stone. Spokojnie, miłośnicy nieco bardziej wymagających form też znajdą tu sporo dla siebie. Na przykład instrumentalny A Room with No Ceiling, nieco eksperymentalny Bats in the Belfry z perkusyjnym popisem Nicka D'Virgilio oraz rozpoczęty pompatyczną symfonicznością Welcome to the Planet zawierający w sobie wokalne tyrady wspomnianej Clare Lindley w stylu jej imienniczki... Clare Torry. We wszystkich tych utworach znajdziemy i trochę jazzu, i rhythm and bluesa, ale też i pewnej oniryczności. Dla mnie to wyjątkowa ich płyta. I to nie tylko ze względu na bolesny kontekst.