Przystanek Kanada odcinek XL: Cicely.
Nie do końca udany „Are You Passionate?” okazał się ostatecznie dla Neila Younga kolejnym z licznych stylistycznych eksperymentów, jakich Kanadyjczyk miał już na swoim koncie niemało. Podczas pracy z Bookerem T. Jonesem Young powoli ładował swoje twórcze akumulatory, pragnąć wrócić do pomysłu, który pierwotnie nie mógł znaleźć właściwych kształtów: sagi rodziny z małego, cichego kalifornijskiego miasteczka Greendale, w których życie nagle wtargnęła zbrodnia, korupcja, FBI i brudne sprawki na styku ekologii i wielkiego przemysłu. Rzecz była zamierzona na sporą skalę: oprócz płyty (no i trasy) miał być film i komiks ilustrujący Youngowską fabułę.
Zaczęło się od płyty. Pierwszym pomysłem było ponowne ściągnięcie do współpracy dawnych kompanów z Crazy Horse; jednak już na początku sesji Young stwierdził, że brzmienie zespołu nie do końca mu pasuje. Postanowił nieco okroić zespół: w studiu nie pojawił się Frank Sampedro (na trasie koncertowej Crazy Horse występowali już w pełnym składzie), gdyż Young zapragnął zrealizować materiał w formie klasycznego power trio – on sam plus sekcja Talbot/Molina. Nieobecność Poncho odcisnęła się od razu na brzmieniu – wakat zajął przede wszystkim Talbot, głośniejszy, bardziej ekspansywny niż wcześniej.
Na „Greendale” Young znów wraca do brzmieniowej surowości i długich, improwizowanych, chropowatych gitarowych solówek w swoim klasycznym stylu. Dominuje tu zawiesiste, ciężkie bluesrockowe granie – takie jest choćby “Double E” z wyeksponowanym, masywnym, kroczącym basem, świetne nawiązanie do najlepszych tradycji ciężkiego power trio. Young znów wraz z kompanami wypuszcza się w muzyczne nieznane, proponując wielominutowe rozimprowizowane granie, tym razem w trio – mamy tu trzy utwory wyraźnie przekraczające dziesięć minut. Przy czym Neil nie zapomina o swoim talencie do tworzenia kompozycji chwytliwych, zapadających w ucho: pod warstwą gitarowego riffowania i hałasu takie „Falling From Above” to po prostu ładna piosenka z melodyjnym, ciepłym refrenem. Choć pod względem chwytliwości na pierwsze miejsce wysuwa się zdecydowanie finałowe „Be The Rain” – łącząca gitarowe granie z wręcz zaraźliwą melodyjnością ekologiczna pieśń w formie indiańskiej modlitwy, z wyeksponowanymi partiami kobiecego chórku The Mountainettes. Brzmień akustycznych niewiele, nawet całkiem stonowana ballada „Bandit” wypada dość chropowato i szorstko. Nawet jeżeli pod koniec do „Greendale” wkrada się nieco dłużyzn i chwilami napięcie lekko się waha – nie zmienia to faktu, że mamy tu do czynienia z najlepszą od dekady płytą studyjną Neila Younga.
Young i Crazy Horse (już z Sampedro w składzie) wyruszyli na trasę. Podczas koncertów Neil udowadniał, że proekologiczne przesłanie „Greendale” bynajmniej nie jest dla niego jedynie czczym hasłem: wszystkie pojazdy, jakimi przemieszczał się zespół i techniczni (w tym Neilowy Hummer), pracowały na biopaliwie. Ponadto Young pracował nad wizualną stroną opowieści o Greendale: wydał najpierw na DVD rejestrację solowego koncertu z Dublina, następnie zaś rejestrację występu wraz z Crazy Horse, wreszcie zaś pod koniec roku 2004 wersję aktorską. Ukazał się też, w roku 2010, komiks oparty na zawartej na płycie historii. Tymczasem Neil znów postanowił odpocząć od agresywnych dźwięków; kolejną płytę nagrywał w Nashville. W trakcie pracy wylądował nagle w szpitalu na intensywnej terapii z tętniakiem mózgu; w niedługi czas po tym, jak Neil wrócił do zdrowia, nagle zmarł jego ojciec. Do tego, gdzieś w tle, przewijała się druga wojna w Zatoce Perskiej… Wszystko to znalazło odbicie na kolejnej płycie Neila Younga, o czym więcej w odcinku XLI: Szczęśliwi ludzie (Lucky People).