O Robercie Friedrichu było ostatnio cicho. Ostatnio, czyli przynajmniej odkąd odszedł z Acid Drinkers. 2 Tm 2, 3 to zespół trzech liderów, a Arkę Noego trudno w ogóle postrzegać w kategoriach artystycznych. Tymczasem Litza zmontował nowy skład. Nowy, jak nowy – Kmieta i Drężmak udzielali się już przecież w Tymoteuszu. Do tego wokalista Hans i perkusista m.in. Armii. Debiutancki album Luxtorpedy ukazał się na początku maja.
Już od intra wiadomo, o co w tej płycie chodzi: o czad. Surowe, ekspresyjne riffowanie. Wściekły śpiew (czasami melorecytacje) Litzy skontrastowany z bardziej melodyjnym głosem Hansa (z rapowego Pięć Dwa Dębiec – ale typowych rapowanek tu niewiele, jego partie wokalne zdecydowanie przesuwają się w stronę śpiewu). Do tego należycie przybrudzona, zdecydowanie surowa, niewygładzona, dodająca całości charakteru i klimatu produkcja, trochę jak z pierwszych lat punku.
W warstwie muzycznej surowe grzanie urozmaica np. taneczny puls („Autystyczny”), pojawia się klimat wręcz nieco brooklyński („Jestem głupcem” pachnie Biohazardem), czy punku jakby rodem wprost z ulic Hammersmith AD 1976 („Niezalogowany”). „7 razy” wbija w ziemię motorycznym, bardzo czadowym gitarowym graniem. W „Trafiony zatopiony” i „W ciemności” pojawia się sporo kombinacji: czy to w obrębie samych riffów, czy w konstrukcji całego utworu (klimatyczne zwolnienie w środku „W ciemności”).
Od strony tekstowej nic specjalnie zaskakującego: dość typowa dla Litzy bezwzględna krytyka współczesnej, konsumpcjonistycznej cywilizacji („3000 świń”), zaniku więzi międzyludzkich („Niezalogowany”, „Od zera”). Na szczęście, tym razem obyło się bez nachalnej religijności w tekstach (czyli tego, co sprawia, że twórczość 2 Tm 2, 3 na dłuższą metę ciężko strawić).
Fajny, zwięzły album (całość trwa poniżej 40 minut: tyle, że do całości dolepiono jeszcze instrumentalne wersje wszystkich utworów – fajny, acz nie do końca potrzebny dodatek). Dobra, jak najbardziej zasługująca na uwagę płyta.