Przepastne archiwa studyjne i koncertowe Józefa Skrzeka i jego SBB wciąż dostarczają fanom wielu powodów do wzruszeń (i wysupłania grosza z kieszeni). Kilkanaście godzin bonusowych nagrań na 22-płytowej „Antologii”, dwa zestawy „The Lost Tapes”… Teraz przyszła pora na serię pojedynczych wydawnictw koncertowych. Serię, która miała zacząć się kiedyś, w 2004 roku, fanklubową płytą z koncertem z Getyngi z października 1977. Ostatecznie wtedy skończyło się na jednym, obecnie ogólnodostępnym albumie. Ale co się odwlecze… I tak wydawnictwo e-Silesia rozpoczęło tzw. kolorową serię z archiwalnymi koncertami SBB.
Koncerty SBB – zwłaszcza te z drugiej połowy lat 70. – luźno dzieliły się na dwie grupy. Wprowadzeniem do obu były dwie płyty, wydane jeszcze przez Kocha w roku 2001: koncert z Karlstadu z 1975 i o dwa lata późniejsze nagrania z Budapesztu. Koncert z Budai Ifjusagi Park miał dość konkretną setlistę: duże fragmenty „Follow My Dream”, „Z których krwi krew moja”, fragmenty suit „Odejście” i „Wołanie o brzęk szkła”, „Born To Die”, „I Want Somebody”, do tego popisówki Skrzeka i Piotrowskiego. Z małymi zmianami – doszło „Toczy się koło historii” czy „Światłowód” – ta setlista była też na koncercie w getyńskim Alte Ziegelei, czy na wydanym w kolorowej serii albumie z Frankfurtu. Drugą grupę koncertów reprezentował album z Karlstadu: kilkadziesiąt minut improwizowanego grania, bez ograniczeń, po prostu: wchodzimy i gramy, co pod palce wejdzie. Taki był też koncert 15 września 1979 w Kolpinghaus w kolońskiej dzielnicy Ehrenfeld, wydany na płycie „In The Shadow Of The Dom”.
Jaki był ten koncert? Zagrany w trzyosobowym składzie – Sławomir Piwowar, oscylujący wtedy wokół SBB, wkrótce stały członek zespołu, nie dostał wizy. W pełni improwizowany (choć pojawia się parę znanych już tematów). Niestety, nierówny jakościowo. Są chwile, gdy wyczuwa się pewne znużenie koncertowej maszynerii SBB, zwłaszcza w pierwszej części koncertu. Choćby w prawie czternastominutowym fragmencie „Demons ‘n’ Dreams”. Snuje się ta improwizacja niemiłosiernie, panowie chyba ciągle liczą, że wreszcie wejdzie pod palce coś ciekawego. Niestety, nie wchodzi. Za to potem jest jeden z ciekawszych momentów koncertu: „Freedom Dawn Till Dusk”. Zaczyna się to spokojnym elektronicznym pejzażem, by rozwinąć się w bardzo ciekawą, jazzrockową improwizację. Podobnie wypada „Morning Lights”, z ładną gitarową improwizacją Lakisa, dość spokojny. No i świetne wprowadzenie „Runnin’ Around The Autumn Town”.
Druga płyta jest ciekawsza. Tak jakby zespół się rozgrzał i pomysły zaczęły napływać. Tym razem nie ma chwil nudy, jakie zdarzały się choćby w „Demons ‘n’ Dreams”. Jazzrockowa maszynka zaczyna się pięknie kręcić… Znów pojawia się swobodne płynięcie kolejnych tematów, jakie pamiętamy z „Karlstad Live”. Pojawiają się efektownie wplatane tematy znane już wcześniej, „Mechaniczna skakanka” i „Przy okazji”, pojawia się trochę funku. Najciekawiej wypadają tu „Mechanical Sommersault” i „Daybreak”: długie minuty frapującego, jazzrockowego grania.
Na pewno nie jest to aż tak frapujący koncert, jak ten karlstadzki. Ale na pewno jest to dobry koncert SBB. I świetnie się stało, że ujrzał światło dzienne.
* - mała uwaga edytorska. Okładkowy spis utworów drugiej płyty nie pokrywa się z rzeczywistością. W notce powyżej ta prawidłowa tracklista.