"Ulver is obviously not a black metal band and does not wish to be stigmatized as such. We acknowledge the relation of part I & III of the Trilogie (Bergtatt & Nattens Madrigal) to this culture, but stress that these endeavours were written as stepping stones rather than conclusions. We are proud of our former instincts, but wish to liken our association with said genre to that of the snake with Eve. An incentive to further frolic only. If this discourages you in any way, please have the courtesy to refrain from voicing superficial remarks regarding our music and/or personae. We are as unknown to you as we always were"
Powyższe słowa to oświadczenie Ulver z 1999 roku. Przekaz był jasny - metalowe początki to tylko nasze pierwsze, niedojrzałe, prymitywne oblicze. Ma to oczywisty sens, biorąc pod uwagę, że nic nie jest stałe, a świat składa się z dynamicznych zmian ("wszystko płynie", "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" jak słusznie zauważył Heraklit). Dotyczy to także muzyki. Artyści, którzy przez 20 lat nagrywają dokładnie to samo są albo wyjątkami, którym taka powtarzalność autentycznie sprawia przyjemność, albo muzycznymi biznesmenami serwującymi dokładnie to, czego oczekuje publiczność (i za co jest w stanie zapłacić). Na szczęście są zespoły, dla których muzyka to przede wszystkim osobiste emocje i wizje, często zresztą ulegające zmianie (np. wraz z wiekiem) i przybierające postać różnych stylów, poszukiwań. Ulver jest najlepszym tego przykładem, bo od 1993 do 2013 roku swój styl zmieniali kilkukrotnie, nie oglądając się na gusta swoich fanów. Największa metamorfoza dokonała się na przełomie wieków, kiedy już w 1998 roku nagrali "Themes from W. Blake's The Marriage of Heaven and Hell", awangardowy pomost między światem rocka i elektroniki. Stało się to głównie za sprawą Tore Ylwizakera, nieszablonowego muzyka i producenta tworzącego eksperymentalne dźwięki komputerowe (później m.in. gościnnie dla Mayhem, Arcturus, Fleurety, Ihsahna), który dołączył do Garma formując "nowy" Ulver.
W 1999 wydali "EP" pod znamiennym tytułem "Metamorposis". Zawierająca 4 utwory kompilacja stanowiła wprowadzenie do stylu, którym Ulver będzie operował przez kilka kolejnych lat. Liczne zaprogramowane dźwięki i odgłosy, sample, elektroniczne bity, ambientowe "plamy" i industrialny hałas przeplatany jest poetyckimi recytacjami i wokalami Garma, który objawia się jako zdolny wokalista z czystą, intrygującą, wręcz hipnotyzującą barwą głosu (będzie słychać go coraz więcej na kolejnych produkcjach). Minialbum mimo natłoku różnorakich dźwięków brzmi bardzo selektywnie i profesjonalnie, szczególnie jeśli chodzi o niskie częstotliwości. "Of Wolves & Vibrancy" to elektroniczna galopada z dziedziny drum and bass i breaks, "Gnosis" i "Limbo Central" klimatem wyjęte są z "Perdition City" (czyli wielkiego albumu Ulver, który wyszedł w 2000 roku). Na ambientowe tło mrocznego, bezwzględnego miasta przyszłości (pamiętacie film "Mroczne Miasto" z 1998 roku?) nałożone są nie mniej intrygujące bity, industrialne szumy, trzaski i "elektroniczne "nękanie". EP zamyka "Of Wolves & Withdrawal", którego pewnie nawet nie usłyszycie, jeśli macie zbyt niski poziom "volume" na wzmacniaczu bądź głosniki, które nie przenoszą pasma poniżej 70 Hz. Jest to bowiem prawie 9 minutowa plama niskich częstotliwości, przywodząca na myśli dokonania choćby ambientowego mistrza Steve Roacha, żeby daleko nie szukać.
W związku z późniejszymi sukcesami grupy, znajomość EP "Metamorphosis" nie wykracza raczej poza najściślejsze grono fanatyków Ulver. Te 25 minuty stanowią jednak doskonały wstęp do najciekawszego (moim zdaniem) okresu w twórczości Norwegów i warto się z nimi zapoznać.