"You're taking a ride to the underworld
Where death lurks in dark corners
And trouble is never far away
Wild gangs rule by fear and prey on the weak
Lone killers haunt the highways
And dark forces move through the shadows
In this lowlife realm of freaks and psychos
Only the tough or the streetwise survive
And you might be big, but to stay big
You've got to keep moving, stay sharp and hit first
Enter a deadly future where no prisoners are taken
And the killing never stops
Enter the underworld"
"Perdition City", czyli miasto wiecznego potępienia bądź zagłady, to w moim odczuciu nadal najważniejsza i najlepsza płyta Ulver. To właśnie tą płytą Norwegowie otworzyli sobie drogę na undergroundowe salony. Wcześniej był to jeden z wielu zespołów, lub zespolików, drugiej fali black metalu w Norwegii, i wcale nie należący do tych topowych. Szybko wpletli w swoją muzykę dużo folkowych naleciałości, jednak dopiero dalsze poszukiwania i radykalna zmiana stylu na nowoczesne, mroczne i oniryczne elektroniczne konstrukcje przyniosła sukces proporcjonalny do ich talentów. Jakiś czas później znajomość i uwielbienie "Perdition City" oznaczała wstęp na awangardowe salony, dla ludzi osłuchanych i "tych z dobrym gustem". Warto także zaznaczyć, że od tej płyty (a właściwie już 2 lata wcześniej wcześniej) zaczął kształtować się obecny, najbardziej płody i twórczy skład Ulver. Chodzi oczywiście o przyjście Tore Ylwizakera, a chwilę później Jørna H. Sværena, którzy pomogli przełożyć pokręcone koncepcje Kristoffera Rygga na odpowiednie częstotliwości i sample.
"Perdition City" oscyluje w eksperymentalnych klimatach niezależnej elektroniki, trip hopu, ambientu, z domieszkami jazzu, słownych recytacji i klimatycznych odgłosów. W porównaniu do poprzedzającej album EP "Metamorphosis", album jest o wiele bardziej złożony, korzysta z większej ilości zabiegów, bity i część perkusyjna są urozmaicone, raz będąc tylko tłem, kiedy indziej bombardując słuchacza. W większości jest to album instrumentalny, jednak są momenty w których Rygg swoim ultra głębokim głosem wpasowuje się w klimat Miasta Zagłady (np. "Lost In Moments", nawiedzony "We Are The Dead", lub jedyny "piosenkowy" utwór "Nowhere/Catastrophe"). Końcówka albumu doskonale pokazuje jego klimat - ciemne, deszczowe, wymarłe miasto z zapomnianymi, otulonymi dymem klubami jazzowymi i małymi teatrami, miasto pozbawione "normalnych" ludzi, jednak pełne szumów, przelewających się dźwięków i kolorów, fortepianowych harmonii i wokalnych westchnień. Klimat ponurej, enigmatycznej, nocnej wycieczki po brudnej, przemysłowej dzielnicy miasta na granicy jawy i snu. Niewątpliwą zaletą płyty jest tworzenie obrazu przy udziale muzyki, w końcu to muzyka do wewnętrznego filmu.