Gdy tylko nowa muzyka Neala Morse’a dotarła do naszej redakcji, mój redakcyjny kolega Romek Walczak stwierdził, że albumem tym z pewnością zajmę się ja. Faktycznie, po drodze mi z dźwiękami wszędobylskiego na muzycznym polu Amerykanina, pisałem ponadto o paru jego ostatnich dokonaniach, tylko że… coraz trudniej mi, coś innego niż zazwyczaj, o kolejnym jego dziele napisać.
Bo Morse się nie zmienia. A była na to szansa jeszcze w styczniu tego roku, kiedy to artysta myślał o modyfikacji dotychczasowego kierunku. Nic z tego ostatecznie nie wyszło. Muzyk zebrał, ponoć zanim miał jeszcze muzykę (!), stały sprawdzony skład (perkusistę Mike’a Portnoya i basistę Randy’ego George’a, z którymi całkiem niedawno nagrał drugą część Cover 2 Cover), dokooptował szeroki zestaw gości na czele z Paulem Gilbertem i brazylijskim gitarzystą, Adsonem Sodre i nagrał album taki jak zawsze. Album, który spodoba się wszystkim miłośnikom jego twórczości. Przyjemne melodie, mnóstwo Beatlesowskiego ducha w wokalnych harmoniach, trochę orkiestrowych rozwiązań, a wszystko to włożone w profesjonalnie skrojony progresywny garnitur.
Na Momentum składa się pięć bardziej zwięzłych form i jeden (czyż mogło go zabraknąć?!) sześcioczęściowy epik World Without End trwający ponad pół godziny. Z założenia najważniejszy na albumie, mający pewnie stanowić jego magnum opus, tak naprawdę pokazuje przeżarcie formuły. Morse ma na swoim koncie kilka zdecydowanie lepszych „długasów” (choćby Seeds Of Gold z ostatniego studyjnego krążka). World Without End wydaje się dłużyć i dopiero jego symfoniczny finał zaczyna tak naprawdę przykuwać uwagę.
Bo tym razem siła nowej propozycji Morse’a tkwi w piosenkach. Dobry jest rozpoczynający całość numer tytułowy – rockowy, żywiołowy i pędzący do przodu. Niezwykle sympatyczne wrażenie robi najkrótszy Freak. Dominujący smyczkowy podkład, nadaje mu pewnej lekkości wpisanej w zgrabną melodię. Nie można też pominąć podniosłej ballady Smoke And Mirrors z przejmującym refrenem i takowymi partiami skrzypiec (ciekawych partii smyczkowych w wykonaniu Chrisa Carmichaela na Momentum jest znacznie więcej). Warto też wspomnieć o kompozycji Thoughts Part 5 – swoistym sequelu klasyków Spock’s Beard. Mimo wszystko World Without End nie jest wielkim przełomem w karierze artysty. Zresztą, czy o to mu podczas tej jego muzycznej misji chodzi?