Sobota z SBB – odcinek XXXIII.
W przeciwieństwie do wielu zasłużonych i cenionych zespołów o długiej historii, w nowej dekadzie Józef Skrzek i jego czeladka utrzymywali szybkie tempo wydawania kolejnych albumów studyjnych. Dwa lata po „New Century” słuchacze mogli cieszyć się z „The Rock”; nie minęło półtorej roku, gdy na rynku pojawiło się już „Iron Curtain”.
Jeśli ktoś liczył na kontynuację „The Rock” – czekało go rozczarowanie. „Iron Curtain” to płyta dużo łagodniejsza w wyrazie. Próżno szukać tu ciężkich gitarowych riffów, jakie przyniósł choćby utwór tytułowy z poprzedniej płyty. Za to SBB wyraźnie obrało tu kurs na ballady.
Utwór tytułowy to całkiem przyjemnie sobie płynąca ballada, której ostateczny efekt nieco psują natrętne wokalizy Skrzeka. O oczko lepsza jest „Camelele”. Z tą leniwą solówką gitarową Apostolisa. Z jazzującym fortepianem Józefa. Ładnie wypada też „Rozmowa z Mistrzem” i zamykające całość „Dopóki żyje matka jesteś dzieckiem” – zwłaszcza to drugie.
Ten balladowy zestaw uzupełniają: jazzująca, nastrojowa kompozycja instrumentalna Lakisa – „Opowieść” – jakby zapowiadająca ostatnie dzieło zespołu: gitarowe granie ciekawie przegryza się tu z wokalizami Skrzeka. Do kompletu mamy: rytmiczne, motoryczne „Błogosławione dni”, kojarzące się ze starym, symfonicznym SBB „Góry tańczące” i przede wszystkim odjazdową „Defiladę” – pełną klawiszowych i wokalnych szaleństw Skrzeka, chwilami ocierającą się wręcz o psychodelię.
Wbrew opinii niektórych współredaktorów – nie jest to zła płyta. Można na niej znaleźć kilka naprawdę udanych fragmentów – z „Camelele” i „Defiladą” na czele. Trudno też mówić o jakiejś ewidentnej wpadce – najsłabiej na płycie wypada może „Sunrise” Lakisa, ładny utwór, ale jakby nie do końca rozwinięty, urwany w połowie; aczkolwiek nawet w tym przypadku trudno byłoby stwierdzić, że to zły utwór. Podstawowy problem z „Iron Curtain” polega na tym, że to płyta pozbawiona wyrazu, jakby płaska. Nie jest to album słaby jak „New Century”, z drugiej strony – nie jest to też płyta na miarę choćby „Nastrojów”; mocne sześć gwiazdek na pewno się należy. Po prostu – typowy album średni, czy jak ujmuje to nasza skala – niezła płyta. W skali szkolnej trzy z plusem, może cztery minus.
Za tydzień: odcinek XXXIV. Ludzie! Tam siedzą onaniści!