Sobota z SBB – odcinek XVI.
Po jubileuszowym koncercie w Sali Kongresowej (którego fragmenty znalazły się jako bonusy na zremasterowanych wydaniach obydwu części „W filharmonii”), po koncertach za granicami Polski i po pięciogodzinnym występie w siemianowickim amfiteatrze – Mirosław Muzykant rozstał się z SBB. Zespół znów uległ zredukowaniu do duetu Skrzek – Antymos.
Tymczasem w maju 2000 zespół został zaproszony na koncert w niemieckim Herzogenaurach. A trudno grać rocka bez perkusisty… Antymos zaproponował świetnego perkusistę amerykańskiego, muzyka zespołu Pata Metheny’ego, który grał na pierwszej solowej płycie gitarzysty SBB – Paula Wertico. Po pertraktacjach – z udziałem Marka Komara, szefa europejskiego fan-clubu Pata – skład SBB został uzupełniony o perkusistę. A koncert w Herzogenaurach został wydany na kolejnym koncertowym CD zespołu.
Już od początku „Born To Die” słychać, że zespół został uzupełniony o znakomitego perkusistę. Wertico ma to wszystko, czego Muzykant nie posiadał: finezję, styl, wyczucie, świetną technikę. I potrafi świetnie pociągnąć zespół do przodu, nadać muzyce dynamikę, dodać tzw. szwungu. Do tego, zamiast bootlegowego, brudnego, mało klarownego brzmienia płyt z Muzykantem (które chwilami brzmiały, jakby nagrała je grupa licealistów hałasująca po lekcjach w piwnicy…) – „Good Bye” od strony produkcyjnej prezentuje się wyśmienicie: brzmienie jest czyste, klarowne, selektywne.
Jeśli jeszcze dodamy, że zarówno Skrzek, jak i Antymos (czy raczej tym razem Anthimos) byli na tym koncercie w świetnej formie – to staje się jasne, że po trzech nieudanych albumach koncertowych otrzymaliśmy wreszcie płytę godną SBB. Że „Good Bye!” to bardzo udane wydawnictwo. SBB prezentuje się tu bardzo wszechstronnie: czy to w bluesowej formie w rytmie boogie, czy w funkowym „Wish”, czy w dynamicznych, rozimprowizowanych rockowych (czy chwilami: jazzrockowych) fragmentach w rodzaju „Born To Die” czy „Odlotu”. Właśnie: na przykładzie płyt SBB w składzie z Muzykantem najlepiej widać, ile do zespołu wnosi dobry perkusista. Wystarczyło, że zespół wynalazł gdzieś perkusistę mocno przeciętnego – i natychmiast muzyka się rozsypała, dynamiczne zespołowe jamowanie przerodziło się w niestrawne, chaotyczne granie bez dynamiki i polotu. Pojawił się Wertico – i od razu pozostała dwójka zaczęła grać inaczej. Mogła rozwinąć skrzydła. Co słychać choćby w „Rainbow Man”: ileż ten utwór przez toporne tłuczenie się perkusisty stracił na poprzednich płytach ze swego uroku i wdzięku! I ile finezji dodaje tej kompozycji gra Wertico! Porównanie wykonań tego utworu na poprzedniej płycie i na „Good Bye!” świetnie pokazuje, że SBB w składzie Skrzek-Antymos-Muzykant to był okres błędów i wypaczeń.
W zremasterowanej edycji CD nagrania z „Good Bye!” uzupełniono o repertuar wydanego w roku 2001 minialbumu „The Golden Harp”. Mamy tu kompozytorski debiut Wertico w trochę montypythonowskim „Least It’s Sunny” (gdzie kompozytor wystąpił również w roli wokalisty), krótki, zgrabny zespołowy jam w studio, bluesową kompozycję Antymosa i utwór tytułowy w dwóch wersjach: instrumentalnej i wokalnej. I z całego zestawu to on wydaje się najważniejszy: melodyjna, nostalgiczna ballada zapowiada bowiem, w jakim kierunku podąży Józef Skrzek jako kompozytor na studyjnych płytach SBB w wieku XXI. Zamiast złożonych, wieloczęściowych suit – tym razem Skrzek nastawi się na zgrabne, melodyjne piosenki. Zresztą „The Golden Harp” na jednej z tych płyt się pojawi.
Za tydzień: Sobota z SBB – odcinek XVII. Czyli Józef Skrzek gra z nowym składem SBB, przygotowuje nowe kompozycje, a w tzw. międzyczasie przekopuje swoje archiwa i wynajduje różne stare taśmy, których myszy jeszcze nie podjadły. Na początek – na rynek trafia koncert z roku 1975 z Karlstad.