Pierwsza płyta Yes w klasycznym składzie Anderson-Bruford-Squire-Wakeman-Howe, pierwsza z okładką Rogera Deana, płyta, która zapewniła zespołowi rangę rockowej supergwiazdy. Wakeman, który jako klawiszowiec The Strawbs miał już taką pozycję w biznesie, że znalazł się na okładce Melody Makera, nie tylko był błyskotliwym i bardziej wszechstronnym od Kaye’a instrumentalistą, ale miał klasyczny background i umiejętności kompozytorskie – wiedział, jak połączyć poszczególne motywy muzyczne w całość. Zespołowi, który nadal podążał w kierunku coraz większych form muzycznych, taki ktoś był w tym momencie bardzo potrzebny.
Zgodnie z ówczesną modą część Fragile wypełniają solowe popisy muzyków. Każdy z piątki członków zespołu nagrał jedną miniaturkę, w której mógł w pełni pokazać swoje możliwości: Anderson We Have Heaven, Bruford Five Percent for Nothing, Squire The Fish (Shindleria Praematurus), Howe Mood for a Day, natomiast Wakeman, który ze względów prawnych nie mógł dostarczyć własnego utworu, wykonał kompozycję Brahmsa. Moim zdaniem pomysł się nie broni – te miniaturki pod względem zarówno zastosowanych środków jak i klimatu brzmią jak od Sasa do Lasa i skutecznie rozbijają dramaturgię płyty, przy czym jako samodzielny utwór broni się tak naprawdę jedna z nich – Mood for a Day, który stał się zresztą trwałym punktem repertuaru koncertowego Yes. (No może jeszcze doczepiony do Long Distance Runaround benefis Bruforda).
Ale sławę Fragile zyskało przede wszystkim dzięki pozostałym utworom. Przede wszystkim dzięki dynamicznemu Roundabout, który został autentycznym przebojem w amerykańskich rockowych radiach i żelaznym punktem repertuaru koncertowego zespołu, oraz Heart of the Sunrise – najbardziej rozbudowanemu i najambitniejszemu utworowi na płycie. Chociaż, jak to już się stało typowe dla Yes, skonstruowanego tak naprawdę bardzo ekonomicznie – raptem z dwóch elementów składowych: potężnego wstępu instrumentalnego, później kilkakrotnie wracającego i przetwarzanego, i tematu głównego - uroczej piosenki śpiewanej przez Jona (który swoją drogą bardzo okrzepł jako wokalista, i zachwyca swoim niebiańskim – copyright by Piotr Kaczkowski – głosem). Gdyby jeszcze zupełnie niepotrzebnie do Heart... nie doklejono repryzy We Have Heaven... Ale ja nie mniej niż te oba klasyki cenię dość rzadko grywany na koncertach South Side of The Sky, z kapitalną, obsesyjną partią basu i z popisowym interludium Wakemana.
Fragile jest generalnie uważana za drugie największe arcydzieło Yes. Dla mnie to jest, mimo wszystkich wybitnych momentów, ciągle płyta Yes dojrzewającego, a nie już w pełni dojrzałego. Ale krawędź już była bardzo blisko.