“Survival & Other Stories” było dotychczas dostępne jedynie na koncertach czy to Jona solo czy podczas wspólnej trasy z Rickiem Wakemanem. Na szczęście Anderson dogadał się z przedstawicielami wytwórni Voiceprint i dzięki temu najnowsze wydawnictwo byłego wokalisty Yes dostępne jest dla mas, a nie tylko dla szczęśliwych wybrańców.
„Survival and Other Stories” jest (podobnie jak „The Living Tree” duetu Anderson/Wakeman) efektem potęgi internetu. Płyta jest zbiorem utworów, które Jon współtworzył z różnymi ludźmi poznanymi przez ten środek komunikacji. To wyjaśnia tę różnorodność poszczególnych kompozycji i momentami niestety brak spójności. Ale po kolei...
„New New World” to świetny utwór na początek. Smyczki rodem z „Change We Must”, czysty głos Andersona i zaskakująco mocna gitara. Bez wątpienia to kompozycja, której brakowało na kilku ostatnich pozycjach Jona; wyrazista, zapadająca w pamięć... „Understanding Truth” to jeden z kilku zwiewnych akustycznych przerywników. Prosty nieskomplikowany, zdający się płynąć gdzieś obok. „Unbroken Spirit” zdaje się być czymś pomiędzy; Jon śpiewa tylko przy akompaniamencie gitary akustycznej, aczkolwiek pojawiająca się perkusja podkreśla rytm i nadaje kawałkowi tempa. Dyskotekowy „Love of the Life” jest zdecydowanie najsłabszym fragmentem płyty, nawet pomimo faktu zbieżności głównej linii melodycznej z jaśniejszymi fragmentami płyty „Deseo” z połowy lat 90-tych. „Big Buddha Song” to akustyczny fragment znany chociażby z trasy Jona po Polsce z 2005 roku, lecz tutaj rozwinięty, bardziej dopracowany i najzwyczajniej w świecie pełniejszy, choć nieco kiczowaty refren wciąż może nieco drażnić. Blisko 8-minutowy „Incoming” jest drugim po „New New World” najciekawszym utworem z całego zestawu. Prosta partia fortepianu, delikatna (nieco Rabin-owa) gitara akustyczna w tle, lekko podniosły śpiew Andersona plus kolejno dołączające instrumenty prowadzą do pięknego etnicznego opus magnum pod koniec kompozycji. Po chwili ciszy powraca parta fortepianu. Tak dla ukojenia napięcia... Dalej jest miło i pozytywnie, jak chociażby w „Love & Understanding” – niby ocierającym się o pop, ale wciąż zachowującym sporo z andersonowej liryczności, czy w „Just One Man” - znanym ze wspomnianej wyżej płyty „The Living Tree”, lecz tutaj rozbudowane o solo skrzypiec, które dodaje utworowi kolorytu. Na koniec mamy „Cloudz” – również jakby żywcem wyjęty z płyty duetu Anderson/Wakeman.
Jak już wspomniałem fakt nagrania poszczególnych utworów z różnymi muzykami rzutuje nad całością i tym zaburzeniem spójności. Poza tym kilku utworom może nieco brakować siły wyrazu. Pozytywów na szczęście jest zdecydowanie więcej. Anderson zdecydował się o rozszerzenie instrumentarium i przez to powrót do bardziej rockowego brzmienia. Nie ograniczanie się jedynie do fortepianu i gitary akustycznej wyraźnie wpłynęło pozytywnie na dynamikę poszczególnych kompozycji. Na koniec wspomnieć należy o głosie Andersona, który jest największym atutem płyty. Brzmi on mocno i czysto (wyjątkiem jedynie jest „Understanding Truth”); aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno Jon zmagał się z licznymi (nie tylko głosowymi) problemami.
Podsumowując: bardzo dobra płyta, nagrana na dość wysokim poziomie. Według mnie to najlepszy produkt podpisany przez Jona od czasu pamiętnego „Change We Must”.