Johnny Clegg jest w RPA człowiekiem-instytucją. Kimś kto na miejscowym rynku osiągnął wszystko, zawdzięczając to do czego doszedł wyłącznie talentem i – przede wszystkim – wytrwałością.
Łatwo bowiem nie miał. Wydawać się mogło, iż jego walka z aparthediem była jak ta Don Kichota z wiatrakami*. Bowiem sam fakt, że biały muzyk skumplował się z czarnoskórym w ramach jednego projektu muzycznego był z góry skazany na banicję. Jednak dla Clegga ważniejsza była przyjaźń niż apartheidowy mainstream. Zresztą duet – a zwłaszcza jego lider – swojej fascynacji afrykańskim folklorem nigdy nie ukrywał, umiejętnie przemycając jego elementy w przystępnej formie tym mniej z południowoafrykańską muzyką etniczną zaznajomionym. Do tego strona liryczna twórczości Juluki była równie wrażna jak jej muzyczna; od inspiracji twórczością Pablo Nerudy, czy Jean-Paula Satre we wczesnej działalności grupy po metaforyczne i dwuznaczne teksty odnoszące się do ówczesnej sytuacji polityczno-społecznej w RPA (coś jakby na wzór Grzegorza Ciechowskiego i jego Republiki w naszych nadwiślańskich realiach lat 80-tych).
Właśnie to sprawiło, że nad Cleggiem i Mchunu zaczęły się zbierać ciemne chmury; tekst singla „Impi” (promującego drugi album formacji „African Litany”) odnosił się bardziej niż bezpośrednio do bitwy pod Isnadlwana z 1879 roku w której to armia Zulusów pokonała kolonialne wojska brytyjskie. Utwór został zakazany przez wszelkie publiczne media właczając – kontrolowane przez rząd – Radio Buntu, rozgłośni skierowanej do czarnoskórej społeczności RPA. Jednak reakcja ówczesnych władz przyniosła skutek zgoła odwrotny; duet zyskał ogromną popularność i z czasem status kultowy.
Omawiany dziś - czwarty w dorobku krążek – „Scatterlings” jest esencją twórczości zespołu i chyba punktem szczytowym z karierze duetu.
Wyróżnia się przede wszystkim hit „Scatterlings Of Africa” – niezwykle nośny, lecz w swojej prostocie przesiąknięty południowoafrykańskim folklorem (zresztą w 1988 roku zostanie wykorzystany w głośnym filmie „Rain Man” z Dustinem Hoffmanem i Tomem Cruisem**), będącym po dzień dzisiejszy chyba najbardziej rozpoznawalnym utworem z dorobku duetu.
Pozostałe kompozycje zawarte na krążku w zasadzie niewiele się różnią od „Scatterlings Of Africa”; są bowiem efekciarkim miskem twórczości rdzennych Zulusów oraz nowoczesnego i umiejętnie zaaranżowanego popu. Sporo tu klawiszowych plam, do tego zgrabna i przemyślana produkcja, no i przebojowe melodie momentami kojarzące się z poczynaniami Petera Gabriela z drugiej połowy lat 80-tych.
Rytmiczne „Siyayilanda” i „Spirit Is The Journey” (będące jakby wypadkowymi Talking Heads i tego co kilka lat później Paul Simon zaprezentuje na „Graceland”), przepełnione miłą dla ucha partią fletu „Kwala Man”, chwytliwe „Jwanasibeki”, czy miło pulsujące „Two Humans On The Run” to inne warte wyróżnienia kompozycje. Umiejętnie sklejone, ciekawie zagrane i zapadające w pamięć.
Na koniec mamy troszkę nijaki „Digging For Some Words”, ale wypady w nieco bardziej akustyczne fragmenty z domieszką afrykańskich rytmów („Shake My Leg”, czy „Mad Dog” z drapieżnym wokalem Clegga i vocoder’owymi efaktami w końcówce) są lekkim urozmaiceniem, będące jednak ciekawym uzupełnieniem całości.
Juluka tworzyła muzykę niezwykle ekscytującą i fascynującą. Zaproponowana tutaj mieszanka rytmów, mających swoje korzenie głęboko w tradycji plemienia Zulu oraz nowoczesnych brzmień przyniosła zespołowi sukces zarówno komercyjny jak i artystyczny. Dodajmy, iż sukces jak najbardziej zasłużony, gdyż zaproponowana przez duet kombinacja umiejętnie trafiła w serca i gusta całej południowoafrykańskiej społeczności, zarówno tej białej jak i czarnej.
A w tamtych czasach to był nie lada wyczyn...
*pieśń „Asimbonanga” poświęcona Nelsonowi Mandeli (z późniejszego okresu twórczości Clegga) jest chyba najlepszym i najpięknieszym hołdem dla tego legendarnego przywódcy
**żeby być rzetelnym należy odnotować, że wersja rzeczonego utowru wykorzystana na potrzeby wspomnianego obrazu, została wykonana przez formację Savuka, którą Johnny Clegg założył w drugiej połowie lat 80-tych po rozpadzie Juluki (Siphu Mchunu był zmuszony zawiescić karierę muzyczną z powodów rodzinnych)