Dosyć często zdarza się, że wyczekujemy na płytę długie miesiące, zagryzamy zęby, wyobrażamy sobie wspaniałe chwile spędzone przy muzyce, a gdy płyta przychodzi... nie spełnia oczekiwań. A Stupid Dream na pewno nie spełnił oczekiwań wielu sympatyków zespołu Porcupine Tree. Okrzyczany "nowym Pink Floyd", wydawał się być nadzieją nowoczesnej psychodelii i wskazywać rockowi progresywnemu interesującą, alternatywną do większości neoprogresywnych zespołów drogę. Tymczasem Steven WIlson, kontynuując trend zapoczątkowany na Signify, całkowicie zarzucił komponowanie długich, psychodelicznych suit, nagrywając dwanaście piosenek o zwartej strukturze i wyeksponowanej, wiodącej melodii. Po pierwszych przesłuchaniach większość z nich niczym się nie wyróżnia i zlewa się w jedną, dość monotonną dźwiękową plamę. Jedynie trzy utwory zwracają uwagę: otwierający Even Less, którego ostre riffy przypominają np. Sleep Of No Dreaming z Signify, zdecydowanie najlepszy na płycie Don't Hate Me, z ciekawym motywem basu, wstawką na saksofonie i doskonale budującymi klimat dźwiękami syntezatorów Richarda Barbieriego. oraz Tinto Brass. Bo tylko o tych utworach można powiedzieć, że.. się rozwijają. Że potrafią zaskoczyć i zaintrygować.
Mimo początkowego rozczarowania słuchałem Stupid Dream dosyć często, i chyba nadal będę to robił. Muzyka Stevena Wilsona cały czas posiada w sobie jakiś magnes, głębię, tkwiącą w charakterystycznej grze Wilsona na gitarze, a także nastrojowych podkładach analogowych syntezatorów. Brak tu dynamiki Up The Downstair czy agresywności Signify, dominuje nastrój rozmarzenia i refleksji. Stupid Dream świetnie odpręża i pobudza myśli, a trzy prawdziwe rodzynki, o których wspomniałem wcześniej, powodują, że warto czekać z wyłączeniem płyty aż do jej końca. Potrzeba tylko trochę tolerancji wobec mniej skomplikowanej, co nie znaczy gorszej, muzyki. Zapewne nie wszyscy fani będą w stanie ją okazać.