ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ A Momentary Lapse Of Reason w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — A Momentary Lapse Of Reason

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1987
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Signs Of Life (Gilmour, Ezrin) [04:24]
2. Learning To Fly (Gilmour, Moore, Ezrin, Carin) [04:52]
3. The Dogs Of War (Gilmour, Moore) [06:05]
4. One Slip (Gilmour, Manzanera) [05:07]
5. On The Turning Away (Gilmour, Moore) [05:39]
6. Yet Another Movie
Round And Around (Gilmour, Leonard) [07:25]
7. A New Machine Part I (Gilmour) [01:46]
8. Terminal Frost (Gilmour) [06:17]
9. A New Machine Part II (Gilmour) [00:38]
10. Sorrow (Gilmour) [08:46]
 
Całkowity czas: 51:16
skład:
David Gilmour – Guitars, Vocals, Keyboards, Sequencers. Nick Mason – Electric and Acoustic Drums, Sound Effects. Richard Wright – Piano, Vocals, Kurzweil, Hammond Organ. Bob Ezrin – Keyboards, Percussion, Sequencers. Tony Levin – Bass Guitar, Stick. Jim Keltner – Drums. Steve Forman – Percussion. Jon Carin – Keyboards. Tom Scott – Alto & Soprano Saxophone. Scott Page – Tenor Saxophone. Carmine Appice – Drums. Pat Leonard – Synthesizers. Bill Payne – Hammond Organ. Michael Landau – Guitar. John Halliwell – Saxophone. Darlene Kolderhaven – Backing Vocals. Carmen Twillie – Backing Vocals. Phyllis St.James – Backing Vocals. Donnie Gerrard – Backing Vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,4
Dobra, godna uwagi produkcja.
,8
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,20
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,75
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,65
Arcydzieło.
,30

Łącznie 205, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
16.01.2011
(Recenzent)

Pink Floyd — A Momentary Lapse Of Reason

„The Final Cut” była pierwszą płytą Floydów (nie licząc soundtracków – ale zespół zawsze traktował je jako poboczną fuchę), której nie towarzyszyła trasa koncertowa (choćby i ograniczona do parudziesięciu koncertów, jak w przypadku „The Wall”). Nick zajął się sprawami osobistymi, potem współpracował z Rickiem Fennem, David i Roger przygotowywali płyty solowe, Wright nagrywał z Dave’em Harrisem... I Pink Floyd po angielsku zeszli z rockowej sceny.

I David, i Roger – mimo średniego powodzenia rynkowego swoich płyt – postanowili iść za ciosem. Waters przygotowywał kolejny concept album, do tego przyjął propozycję stworzenia muzyki do filmu „When The Wind Blows”, Gilmour zaczął gromadzić współpracowników do pracy nad swoim trzecim albumem solowym. Po pewnym czasie, w grudniu 1985, Roger Waters ogłosił publicznie, że opuścił zespół Pink Floyd. Czyli, w domyśle – że o Pink Floyd należy mówić już wyłącznie w czasie przeszłym.

David Gilmour wcześniej w czasie kłótni z Watersem, gdy ten groził porzuceniem zespołu, odpowiadał, że wtedy po prostu reszta będzie kontynuowała działalność bez Rogera. Ale do przejęcia kontroli nad pozostającym w stanie zawieszenia Pink Floyd zabierał się bardzo powoli. Jak potem przyznawał w wywiadach: bez Rogera i jego koncepcji szło mu opornie, nie potrafił sobie poradzić z rolą jedynego lidera zespołu, miał kłopoty z tekstami. I gdy w połowie roku 1986 do Davida na jego przeobrażonej w studio nagraniowe barce „Astoria” dołączył Bob Ezrin, gitarzysta miał do zaprezentowania jedynie sporo chaotycznych nagrań demo. David szukał innych współpracowników – Nick i zwłaszcza Rick (który z przyczyn prawnych nie mógł wystąpić na płycie jako członek zespołu, tylko jako muzyk sesyjny) byli podobno w kiepskiej formie, choć ten pierwszy potem zaprzeczał temu w wywiadach, więc ostatecznie nagrali niewiele – i ostatecznie w studio zameldował się cały pluton muzyków sesyjnych, z których najistotniejszą rolę odegrał zastępujący Rogera Watersa (w roli instrumentalisty rzecz jasna) Tony Levin. Właściwe sesje nagraniowe – wtedy jeszcze – trzeciej solowej płyty Davida Gilmoura ruszyły w październiku 1986; w końcu tegoż roku postanowiono, że płytę będzie sygnowała nazwa Pink Floyd.

Nietrudno się domyśleć, że były szef zespołu bynajmniej nie odniósł się do tej koncepcji z sympatią. Od pewnego momentu, sesje ciągle komplikowały spory prawne z Watersem, który robił wszystko, by byłym już wtedy kolegom pokrzyżować szyki; ostatecznie nagrania kończono w Los Angeles, dzięki czemu z uwagi na różnicę czasu panowie mogli cały dzień nagrywać w spokoju, bez wiecznie przeszkadzających w pracy telefonów od prawników. Ostatecznie w maju 1987 płyta była ukończona; we wrześniu trafiła na rynek.

„A Momentary Lapse Of Reason” dość wyraźnie dzieli się na dwie części: pierwszą, bardziej piosenkową, chwytliwą, i drugą, gdzie większy nacisk położono na zabawy brzmieniem, na tą charakterystyczną dla starych płyt zespołu grę muzycznych barw, mnogość nastrojów, wiele długich, nie przerywanych potokami słów partii instrumentalnych. Oprócz przywrócenia nagraniom zespołu dawnego, idealnego wyważenia pomiędzy warstwą instrumentalną i tekstami, Gilmour zerwał również z tradycją koncept-albumów; płyta jest zbiorem pojedynczych, nie powiązanych ze sobą kompozycji.

Już od pierwszych dźwięków otwierającego płytę „Signs Of Life” ten powrót do przeszłości słychać. Powoli narastająca, płynnie rozwijająca się, syntezatorowa kompozycja, wzbogacona o przeróżne efekty dźwiękowe (płynąca woda, jakieś rozmowy w tle itp.) wprost nawiązuje do płyt zespołu z lat 70. „The Dogs Of War” – bardzo udany utwór, choć nielubiany przez wielu fanów Pink Floyd – również ma w sobie coś z klasycznych dokonań zespołu: rockową ekspresję, bardzo dobre solo saksofonu w środku, intrygujące efekty dźwiękowe (szczekanie psa stopione z ponurym, basowym riffem syntezatora) i pozostawia po sobie pozytywne wrażenie; podobnie jak zamykająca pierwszą stronę albumu, nieco naiwna tekstowo, klasyczna floydowska ballada „On The Turning Away”, z łagodnym, akustycznym początkiem, płynnie przechodząca w podniosły finał i efektowne, ekspresyjne gitarowe solo. Do tego są tu dwa singlowe przeboje: lepszy „Learning To Fly”, z pamiętnym klipem z Indianami, i trochę banalny „One Slip” (z którego zaczerpnięto ostateczny tytuł albumu). Oba to całkiem interesujące przykłady typowego dla lat 80. pop-rocka.

O ile w pierwszej części płyty może nieco doskwierać pewna nierówność poziomu, o ile niektórzy zatwardziali fani mogą nieco kręcić nosem na pewną banalność obu singlowych przebojów, o tyle druga strona płyty to już niezaprzeczalna perła. Trzy długie, bogate brzmieniowo, efektownie rozwijające się kompozycje (reszta to króciutkie miniaturki), w których magiczne, wielobarwne brzmienie, dźwiękową grę kolorów i długie minuty instrumentalnego, nie zakłóconego potokami tekstu grania typowe dla klasycznych płyt grupy – choćby „Meddle” – w bardzo udany sposób połączono z nowoczesną, cyfrową produkcją.

Najlepsze nagranie na płycie, „Yet Another Movie” – z wsamplowanymi dialogami z „Casablanki” i „On The Waterfront” – to właśnie takie klasycznie floydowe granie: bogate, syntezatorowe tło i sporo miejsca dla gitary, niespieszne tempo, majestatyczny nastrój, efektowny, podniosły instrumentalny finał i dynamiczny, instrumentalny przerywnik w środku, gdzie Gilmour może sobie nieco poszaleć na gitarze. I absolutnie magiczny moment (polecam sprawdzenie na słuchawkach): kilkunastosekundowa syntezatorowa wstawka, która ten przerywnik wprowadza. Coś niesamowitego! „Terminal Frost” to podniosła, bogato zaaranżowana kompozycja instrumentalna, w której jest miejsce na gitarę akustyczną, elektryczną, kobiece wokalizy, solo saksofonu... A finałowy „Sorrow” – rozpoczęty zimnym, agresywnym gitarowym wstępem (nagranym na stadionie w Los Angeles, żeby nadać mu odpowiednio potężne brzmienie) to bardzo efektowne zwieńczenie płyty: dość dynamiczny rytm (z sekwencera), stonowana partia wokalna i smutny, ponury, bardzo watersowski w klimacie tekst – bodaj najlepszy w całej karierze Gilmoura. A przede wszystkim – wieńcząca to nagranie długa, bardzo efektowna partia gitary, jedna z najlepszych, jakie wyszły spod palców Davida.

Mimo pewnych wad płyty, Gilmourowi udała się bez wątpienia jedna rzecz: nieco odświeżając brzmienie, bardzo udanie nawiązał do klasycznych płyt zespołu, w dużej mierze przywracając zachwianą równowagę między warstwą słowną a muzyczną, która zaszkodziła choćby „The Final Cut” – płycie bardzo udanej tekstowo, ale muzycznie takiej sobie, chwilami bez wyrazu, monotonnej, zagadanej. W sumie: strona pierwsza to solidne siedem gwiazdek, strona druga bez wahania dostaje dziewięć. Bardzo udany powrót i najlepsza płyta zespołu po „The Wall”.
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.