God Is An Astronaut należy do zespołów, które przez okres swojej dotychczasowej działalności wypracowały niezwykle charakterystyczny i rozpoznawalny styl. Irlandczycy od początku kariery pewnie kroczą obraną ścieżką, tworząc solidny instrumentalny post-rock. Prawdę mówiąc, o niektórych ich krążkach można powiedzieć, że są znacznie więcej niż „tylko” solidne. GIAA posiedli umiejętność tworzenia muzyki niezwykle przestrzennej i głębokiej, a dzięki temu również posiadającej delikatny i ulotny klimat. To wszystko sprawiło, że dziś mówią się o nich jako o jednym z najlepszych, a już na pewno bardziej popularnych zespołów post-rockowych. Od liderów, oczywiście, zawsze wymaga się więcej, tymczasem God Is An Astronaut, choć nie można im odmówić konsekwencji, powoli stają się niewolnikami własnego stylu.
Rzecz jasna, od pierwszych dźwięków „Age Of The Fifth Sun” wiadomo, że ma się do czynienia z God Is An Astronaut właśnie. Piąty album Irlandczyków od początku otula ciepłym i przestrzennym brzmieniem, które zawsze (nie inaczej jest w tym przypadku) stanowiło o sile i niezwykłości tej muzyki. „Age Of The Fifth Sun” to z pewnością płyta dość dobrze zagrana i skomponowana; elektronika i mocniejsze, gitarowe motywy zdają się być w odpowiednich proporcjach, przez co zostaje zachowana wskazana równowaga. Niestety, powoduje to również, że muzyka zawarta na piątym dziele Irlandczyków wydaje się być nieco zbyt asekuracyjna i „grzeczna”. Na dobrą sprawę, większości kompozycji brakuje pazura. Płyta niestety nie należy do bardzo dynamicznych. A szkoda, bo np. „The End Of The Beginning”, choć utrzymany w podobnej stylistyce, robił większe wrażenie właśnie dzięki temu, że posiadał więcej energii. Na „Age Of The Fifth Sun” w zasadzie tylko „Worlds In Collision” i “Shining Through” są bardziej żwawe, co sprawia, że zarazem są też chyba najciekawszymi kompozycjami na płycie. Najnowsze dziecko GIAA nie jest na pewno ślamazarne ani też nudne, niemniej ów brak dynamiki może przeszkadzać. Ok., wszystko byłoby w porządku, gdyby „Age Of The Fifth Sun” była płytą tylko wolną – to samo w sobie nie kłóci się z dobrą jakością muzyki. Największym problemem jest brak charakterystycznych motywów, jakichś przykuwających uwagę na dłużej dźwięków – a takie bywały nawet na poprzednim albumie „God Is An Astronaut”, który również raczej nie był szczytowym osiągnięciem GIAA. Teraz jedynie wspomniany już „Shining Through” jest w stanie naprawdę zaciekawić, a to wszystko dzięki mocnemu, zadziornemu riffowi. O właśnie, zapomniałbym – takiej zadziorności też brakuje. A nawet jeśli nie zadziorności, to na pewno bezkompromisowości i jakieś odwagi, może dozy szaleństwa czy chociaż większej swobody. Odnoszę wrażenie, że „Age Of The Fifth Sun” to płyta zbyt bezpieczna, za mało organiczna i pozbawiona choćby odrobiny luzu. Tak, zdecydowanie jest za bardzo poważna.
Na szczęście God Is An Astronaut to zespół na tyle klasowy, by nie nudzić swoją muzyką. Owszem, ciężko powiedzieć, żeby w tym wypadku te dźwięki porywały, ale są momenty, kiedy to „Age Of The Fifth Sun” brzmi naturalnie i zdaje się lekko i bez przeszkód otaczać delikatnym klimatem. Można na tym albumie znaleźć kilka takich fragmentów i to właśnie dla nich warto sięgnąć po piąty w karierze krążek God Is An Astronaut. Nie jestem mocno rozczarowany, bo nie dostałem złej płyty. Ja po prostu spodziewałem się lepszej, bo wiem, że tych chłopaków stać na więcej.