Isis ma problem. A bolączka tego zespołu nosi nazwę „Wavering Radiant”.
Zanim ta płyta wyszła, tak po cichutku i nieśmiało miałem ledwo żywą nadzieję, że jednak „Wavering Radiant” zrobi na mnie tak samo duże wrażenie jak „Celestial” czy „Oceanic”. Chciałem znów zostać potraktowany tą wyrafinowaną mocą, jaką Isis serwował na pierwszych płytach. Miałem dość nieudolnych niby-ambientowych i "prawie-że-post-rockowych" nagrań z „In The Absence Of Truth”. Życzyłem sobie duszącego klimatu. I znowu, cholera, musiałem obejść się smakiem.
No ale, żeby tak nie psioczyć, to na początek może wymienię parę rzeczy, które „Wavering Radiant” wyszły na dobre. Słychać na tym krążku, że ci kolesie słuchają sporo Tool. Inspiracje tą grupą są słyszalne głównie w nieco hipnotycznym, acz popsutym mdłymi partiami wokalnymi „Stone To Wake A Serpent”. Zaznaczę tutaj również, że na tej płycie pojawił się, właśnie znany z Tool, Adam Jones, choć jego wpływ na ogólny odbiór płyty jest żaden. Ot, po prostu coś tam zagrał na gitarze w otwierającym „Hall Of The Dead” i na klawiszach w kawałku tytułowym. Cóż, obecność muzyka znanego na całym świecie widocznie musi podnosić sprzedaż, bo innego sensownego wytłumaczenia obecności Jonesa na tej płycie znaleźć nie potrafię.
Tradycyjnie już świetnie wypadają mocne, agresywne partie, w których chyba najlepiej czuje się Aaron Turner, chociaż w sumie tak sobie myślę, że chyba jednak woli śpiewać, czym robi mi ewidentnie na złość. W każdym razie, gdy ryczy, jest pięknie. Szczególnie dobrze brzmi to w „Ghost Key”, gdzie głos Turnera podparty jest naprawdę potężną sekcją rytmiczną. Podobnie jest w „20 Minutes/40 Years”, gdzie oprócz tego, bardzo fajnie brzmią świdrujące, budujące fantastyczny klimat partie gitary mniej więcej w środku utworu. Oprócz tego, to chyba jedyny kawałek, który naprawdę jest na tyle urozmaicony i ładnie skomponowany, że daje się odróżnić od reszty. Pozostałe są niemal do siebie bliźniaczo podobne.
Coś jeszcze? No właśnie nic. Więcej dobrego powiedzieć o „Wavering Radiant” nie mogę, przepraszam. Isis chyba jeszcze nie nagrało płyty tak mało różnorodnej i tak jednowymiarowej. Mam wrażenie, jakbym słuchał jednego, zdecydowanie za długiego utworu. Przecież ten zespół stać na dużo więcej! Jeszcze parę lat temu potrafili komponować kapitalne utwory, jeszcze na „Panopticom” pokazali, że potrafią grać… Gdzieś po drodze się chyba pogubili. Zdecydowanie. Ale nie to jest najgorsze. Cholernie mnie denerwuje i za nic nie mogę zrozumieć, co jest fajnego w tych bezpłciowych, mdłych i pozbawionych grama emocji czystych partiach Turnera. Ten koleś nie umie śpiewać, więc niech tego nie robi. Krzywdzi tym muzykę Isis. Dorzućmy do tego fatalne, psujące odbiór muzyki brzmienie, na którym nie uświadczy się grama energii i pałera.
Jednak nawet pomimo tych rażących niedociągnięć, Isis udało się stworzyć w sumie dość wciągający klimat. „Wavering Radiant” da się słuchać, ba – można to wręcz robić jeśli nie z przyjemnością, to bez bólu. Tylko bardzo mi szkoda, że zespół, który kiedyś przecierał szlaki, teraz ginie w zalewie miernoty.