Za każdym razem kiedy jeden z najbardziej znanych (o ile nie najbardziej) zespołów nurtu New Wave of British Heavy Metal, wydaje swój nowy studyjny album, pewne jest, że fani tego gatunku nie mogą przejść wobec niego obojętnie. Iron Maiden to zespół, który miał dość sporo kłopotów w ostatnich latach, a przez niektórych został wręcz skazany na straty. Osobiście uważam, że Dziewica ma się świetnie, a ich "Sprawa życia i śmierci" zdecydowanie należy do tych płyt zespołu, których można słuchać w nieskończoność.
Na otwarcie mamy typowy dla Ironów "Different World" - szybki, melodyjny kawałek znakomicie wprowadzający nas w nowy album. "These Colours Don't Run" to już utwór z zupełnie innej bajki. Tu Ironi pokazują, że wciąż kapitalnie sprawdzają się w progresywnych kompozycjach. Zresztą "A Matter Of Life And Death" to jedno z najbardziej progresywnych dzieł, jakie Harris i spółka kiedykolwiek nagrali. Trzeci na płycie jest "Brighter Than A Thousand Suns" posiadający potężny riff oraz nagłe zmiany tempa, które dla Ironów są przecież rzeczą, bez której ich muzyka nie mogłaby istnieć. Utwór ten można było posłuchać już przed premierą, na oficjalnej stronie zespołu, choć uważam, że nie warto sobie psuć późniejszej zabawy z poznawaniem całego albumu od początku. Po kolejnych dwóch kawałkach, którymi są: "The Pilgrim" ze znakomitym refrenem oraz "The Longest Day" będącym poezją progresji, następuje chyba najsłabszy moment na płycie - "Out Of The Shadows". To ballada nie wnosząca w zasadzie nic nadzwyczajnego, mająca jednak odpowiednie miejsce na albumie i całkiem przyjemny klimat, który w pewien sposób przygotowuje nas na najpotężniejszy cios tego albumu, czyli "The Reincarnation Of Benjamin Breeg". Najpierw jest lekko i spokojnie, ale tylko po to, aby za chwilę uderzyć z ogromną mocą. Wspaniały, ciężki riff miażdży słuchacza nie dając mu żadnych szans na odparcie tego nieprawdopodobnego uroku. Wspaniała jest również okładka singla, na którym znalazł się właśnie ten utwór, jak i wspaniała jest okładka całego albumu "AMOLAD". Nie ma się w zasadzie nad czym rozpisywać - ten geniusz trzeba po prostu usłyszeć. Kiedy wydaje się, że mistrzostwo, którym raczy nas pochodzący z Londynu zespół już się skończyło, rozpoczyna się kolejny kawałek - "For The Greater Good Of God". Tu można mieć pewne skojarzenia, choćby z tytułową kompozycją z płyty "Brave New World", jednak nie ma mowy o autoplagiacie. Absolutnie fenomenalny utwór z mistycznym wokalem Dickinsona, kiedy to śpiewa tytuł tej wspaniałej kompozycji. Świetne zwrotki, wspaniała gra Nicko na perkusji, niepowtarzalny refren i niesamowite przejścia gitarowe. To cechuje zresztą niemalże cały ten album, ale co tu dużo mówić... po prostu mamy do czynienia z wielkim zespołem. Do końca "AMOLAD" nie ma już ani chwilki odpoczynku. Zostają nam jeszcze dwa utwory. Pierwszym z nich jest "Lord Of Light", o którym nie ma sensu się rozpisywać, bo po co się powtarzać, kiedy jest on kolejnym kapitalnym utworem zawartym na tym albumie. Drugim z nich, i ostatnim na płycie, jest "The Legacy". W tej kompozycji Iron Maiden pokazuje, a właściwie udowadnia swój wielki kunszt artystyczny. Najpierw utwór ten powoli się rozkręca, budując niesamowity klimat, kiedy to Bruce spokojnie śpiewa słowa: „Tell you a thing, That you ought to know ,Two minutes of your time, Then on you go…” ...aż do słów "Only time will tell", kiedy to wybuchają gitary i utwór zaczyna się na dobre. Wielkim finałem tego albumu jest kolejny genialny refren (chyba najlepszy na płycie), który w ciągu całego kawałka słyszymy niestety tylko jeden raz. Gitarzyści po raz kolejny wychodzą z siebie, Harris tradycyjnie udowadnia, że w grze na basie nie ma sobie równych, McBrain jak zwykle robi swoje na perkusji, a Dickinson wydaje z siebie dźwięki, których rozum nie jest w stanie ogarnąć. I tak to się kończy...
Iron Maiden nie tworzy zwyczajnego heavy metalu. Iron Maiden nie tworzy nawet świetnego heavy metalu. Iron Maiden tworzy coś więcej niż heavy metal. Oni tworzą muzyczne dzieła zapadające w pamięć w sposób niewyobrażalny i nieprawdopodobny. Poziom nieosiągalny dla większości zespołów heavy metalowych i nie tylko. Po raz kolejny powstało wielkie dzieło, którego twórcami są panowie z Żelaznej Dziewicy. Up The Irons !!!