Przeglądając ostatnio zasoby serwisu, zauważyłem tylko dwie recenzje Iron Maiden. Pytanie „dlaczego?” nasuwa się samo.
Ktoś może powiedzieć „to typowy heavy-metal, nic więcej”. Jakie argumenty? Na przykład taki, że to właśnie Żelazna Dziewica, (obok takich zespołów jak np. Saxon) jest twórcą NWOBHM (New Way Of British Heavy Metal). Jednak zdania są podzielone. Słuchając bandy, spod znaku Eddiego, od płyty Seventh Son Of Seventh Son, można śmiało powiedzieć, że progresywne dźwięki nie są im obce. Potwierdzeniem powyższych wniosków, będzie płyta Dance Of Death, jaką dziś zamierzam pokrótce omówić.
Album, będący następcą legendarnego Brave New World, ujrzał światło dzienne w 2003 roku. Projekt zawiera jedenaście kompozycji, mniej i bardziej rozbudowanych. Do tych „chudych” zaliczamy np. „Wildest Dreams” (otwieracz) oraz „Rainmaker”. Grubasy prezentują mocniejszą grupę : „ No More Lies” czy , „ Paschendale”.
Dwa pierwsze utwory, to typowo maidenowskie strzały. Stylowe riffy gitarowe, pulsujący, dynamiczny bas Harrisa oraz wodzący wokal Bruce’a Dickinsona. Są one klamką do wrót prawdziwie progresywnych dźwięków. Takowe docierają do nas podczas słuchania uplasowanego na trzecim miejscu „ No More Lies”. Z początku cichy i spokojny, potem przeradza się w huragan. Niezliczona ilość konsonansów, pobudza nasze szare komórki do działania. Na dużą pochwałę zasługuje solówka gitarowa (ta sama, zagrana przez trzech muzyków pod rząd),będąca końcem burzy. Geniusz tkwi w prostocie.
„Montsegur” – na przekór dużej ilości fanatyków , powiem, że jestem na nie. Dla mnie to najnudniejszy, spowity schematycznością utwór. Trwa blisko sześć minut, a tak naprawdę nie ma na czym ucha zawiesić. Monotonna linia wokalna, stały rytm i niskich lotów partie instrumentalne. Po prostu słabe.
Tytułowy „Dance Of Death” to bomba, która w każdej chwili może eksplodować. Zagrany niczym przez orkiestrę, jest doskonałym przykładem na ukazanie talentu Dziewicy. Rozrywa wszystko w środku. Tego nie da się opisać, a więc zostaje tylko posłuchać.
Gratulacje składam na ręce Nico McBraina, który stworzył sam w całości „New Frontier”. Zabiera nas na chwilę z progresywnej fali, wracając do korzeni. Jak widać, heavy-metal płynie w żyłach perkusisty.
Ósmego na płycie „Paschendale” nie muszę chyba dokładnie opisywać, ponieważ każdy fan brytyjskiej kapeli go zna. Powiem tylko tyle, że to właśnie on przyczynił się do powstania takich utworów jak „ The Longest Day” albo „ These Colours Don’t Run” z najnowszego projektu „ A Matter Of Life And Death”. Progresywny majstersztyk w każdej sekundzie.
Chylę czoła Harrisowi i Smithowi, ponieważ, poprzez tekst, przybliżyli nam historię jednej z najtragiczniejszych bitew I Wojny Światowej. Myślę, że w imieniu fanów Iron Maiden, mogę powiedzieć „Wielkie Dzięki”.
Gdybym nie znał wcześnie takiego zespołu jak Within Temptation, powiedziałbym, że następny „Face In The Sand”, to fajne, melodyjne cacko Harrisa. Jednak z przykrością stwierdzam, że w pierwszej części jest to plagiat holenderskiej grupy(identycznie brzmiąca linia klawiszy). Dopiero po jakichś dwóch – trzech minutach, przechodzi w maidenowskie granie (dający się we znaki, pulsujący bas, dynamiczna perkusja i wysokotonowe solówki gitarowe). To kolejny minus tej płyty, który razi odbiorcę.
Pomimo tych skaz, fani nie mogą czuć się zawiedzeni. „Dance Of Death”, kończy się nad wyraz spokojnie i delikatnie. Ballada „ Journeyman” porywa i urzeka swoim pięknem, od początku aż po ostatnie milisekundy. Tutaj gratulacje należą się Dickinsonowi, który w świetny sposób oddał przesłanie tekstu.
Choć „ Dance Of Death” nie jest najgenialniejszym dziełem z dorobku Iron Maiden, uważam, że każdy fan powinien mieć go w swojej żelaznej kolekcji.
Sprawdźcie to sami!