O ile zmiana stylu często może być nazywana ewolucją, to w przypadku tego zespołu nie do końca tak było. Korn na muzycznej scenie zrobił już wiele i nie musi nikomu udowadniać, że jest gwiazdą światowego formatu. Jednak po takich płytach, jak „Life Is Peachy”, „Issues”, czy nawet „Take A Look In The Mirror”, wiele z Korna nie zostało. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać, a jeszcze niedawno sam tak myślałem. Korn nagrał nijakie „See You On The Other Side”, które było zapowiedzią „czegoś innego”. Dla niektórych już wspomniane wcześniej „Take A Look In The Mirror” było nieco inne – dla niektórych zaś, od tej płyty zaczęła się przygoda z Kornem. Już całkiem inaczej było na ostatnim niezatytułowanym albumie. Na palcach jednej ręki mogę policzyć utwory z tamtego albumu, które przypadły mi do gustu. Całkiem poważnie, w tym momencie, nasuwa mi się tylko jeden tytuł – „Evolution”. Również wymieniony singiel był utworem troszkę „niekornowym”. Cała płyta natomiast była jakby wrzucona do pralki, w której wyprane zostało wszelkie brzmienie zespołu Korn. Tak naprawdę od kilku lat Korn zrobił się nie tylko inny, ale zdecydowanie lżejszy (momentami wręcz popowy), jakiś nijaki, czystszy i bardziej przewidywalny. Zespół stracił na tej „ewolucji”. Czym to tłumaczyć? Odejściem basisty, który wybrał Chrystusa?
Skąd tytuł nowej płyty? „Korn III – Remember Who You Are”. No cóż. Wydaje się to być proste. W październiku roku 1994 światło dzienne ujrzał debiutancki album Korna – „Korn”. Już wtedy panowie namieszali… Minęło prawie trzynaście lat i całkiem inny Korn nagrał płytę, której nie zatytułował. Było to trzy lata temu, w roku 2007, bo mowa rzecz jasna o ostatnim albumie, który miał kilka swoich nieoficjalnych nazw, jak „White Album”, czy właśnie „Korn II”( jeden z moich kolegów stwierdził, że skoro album nie posiada tytułu, to sam go sobie wymyśli po przesłuchaniu…, ostatecznie wymyślił tytuł „Shit”.) Teraz nadszedł właśnie czas na „Korn III…”. A co z „Remember Who You Are”? Myślę, że po prostu członkowie zespołu Korn nareszcie sobie przypomnieli kim są.
Najnowszy album Korna nie jest oczywiście Kornem z lat dziewięćdziesiątych. To jednak Korn, który jest łatwy do rozpoznania. Wracają tu „nieczyste” gitary i typowe, niezwykle specyficzne brzmienie basu. Jest co prawda mniej „kombinowania”, ale może to nawet i lepiej. Dawno Korn nie nagrywał takich kawałków, jak choćby „Oildale (Leave Me Alone)”, „Fear Is A Place To Live”, czy przedostatni na płycie – „Are You Ready To Live?”. W ostatnim z wymienionych Davis śpiewa pod koniec tak wysoko, jak chyba nigdy dotąd tego nie robił. Wypada to naprawdę urzekająco. Brakuje mi tu jednak ze strony Jonathana chociaż jednego scatu na płycie. W pamięci mam kultowe „Freak On A Leash” z „Follow The Leader”, czy choćby „Liar” z „See You On The Other Side”, nie mówiąc już o najbardziej zakręconym numerze w historii zespołu – „Twist” – będącego otwarciem drugiego w dorobku formacji albumu „Life Is Peachy”.
Najnowszy album Korna to na pewno duży plus tego roku. Cieszy mnie to, że Korn się obudził i ciekaw jestem, co zrobią chłopaki dalej. Większość utworów z „Korn III…” kapitalnie sprawdzi się na żywo, o czym będzie się można przekonać już niebawem, kiedy to zespół wystąpi w naszym kraju. Korn zasłużył na „7” z plusem… i oby pamiętali kim są.