Minęło już parę ładnych lat od mojego pierwszego kontaktu z muzyką zespołu Disturbed. Pamiętam, jak dziś kiedy to kumpel podrzucił mi „The Sickness” – i tak to się zaczęło. „Down With The Sickness”, „The Game” itd. Album naprawdę zrobił na mnie wtedy duże wrażenie. Muszę przyznać, że to do dziś mój ulubiony krążek zespołu i „Asylum” na pewno tego nie zmieni…
Dwa lata temu światło dzienne ujrzał „Indestructible”. Nie był to album słaby, choć do wybitnych też bym go nie zaliczył. Były tam jednak kawałki porywające – typowe dla Disturbed. Amerykanie bowiem na każdym albumie umieszczają jakieś „killery” chodzące po głowie bardzo długo – często za sprawą ich refrenu. Tego brakuje na „Asylum”.
Ten album jest słaby, bezbarwny, a chwilami wręcz irytujący. Kompletnie bez sensu byłoby opisywanie utworu po utworze, gdyż niektóre kawałki zwyczajnie zlewają się w jedno. Na początku myślałem, że będzie inaczej. Było tak po usłyszeniu „Remnants”, czyli ponad dwuminutowego intra. Pomyślałem sobie wtedy, że może być bardzo ciekawie. Z wielkimi nadziejami oczekiwałem więc na to, co miało nadejść już za chwilę. Pierwszy kawałek, już z wokalem, to numer tytułowy. Za pierwszym razem mnie nie przekonał, jednak z perspektywy czasu zapoznania się z płytą stwierdzam, iż jest naprawdę niezły… jak na ten album. Po „Asylum” ciężko znaleźć tutaj coś naprawdę interesującego. Niby nienajgorzej jest w „The Infection”, czy „Never Again”, ale to trochę za mało. Brakuje tu pazura w nieco starszym stylu, brakuje polotu z „Inside The Fire”. Do tego są momenty naprawdę tragiczne. Jednym z takich jest najsłabszy na płycie „ Warrior”. O ile zwrotka jest znośna to dalej jest tylko gorzej, czyli naprawdę bardzo słabo. Kolejną „czarną perłą” w tym zestawieniu może być tytuł „Crucified”, a na dokładkę mogę powiedzieć, że ubarwienia wokalne na początku i na końcu „The Animal” za pierwszym razem sprawiły wręcz, że po usłyszeniu ich wybuchłem śmiechem. Wokal Draimana jest zatem kolejnym minusem tego niezmiernie przeciętnego wydawnictwa.
Na sam koniec albumu robi się nieco lepiej. Otrzymujemy tutaj „Innocence”. Jest to według mnie drugi najlepszy (po tytułowym) utwór na „Asylum”. Wydawnictwo to jest jednak najsłabszym dokonaniem zespołu w dotychczasowej karierze, i można jedynie mieć nadzieję, że to więcej się ze strony Disturbed nie powtórzy. Szkoda tej płyty, bo była to bardzo ciekawie zapowiadająca się premiera tego roku. Tymczasem muszę przyznać, że „Azyl” to jeden z kandydatów do mojej indywidualnej nagrody „zawód roku”. I coś czuję, że Disturbed ową nagrodę bezapelacyjnie sprzątnie konkurencji sprzed nosa.