Na wstępie pragnę zastrzec, że zawsze miałem spory sentyment do grupy Eloy, nawet biorąc pod uwagę fakt, iż przez ostatnie dwie dekady nienajlepiej się działo w obozie Franka Bornemmana. W końcu trzy naprawdę interesujące albumy (Colours, Time To Turn i Ra) to niewiele jak na taki szmat czasu. Szczególnie w latach dziwięćdziesiątych zespół podupadł - i nawet jeżeli Destination z 1992 r. jeszcze jakoś resztkami sił się broni to poziom The Tides Raturn Forever (1994) można już określić jako bliski elektronicznej pop-papce czyli krócej mówiąc dnu. A jednak było coś co chroniło Niemców przed kompromitacją - umiejętność jednorazowego wzniesienia się na wyżyny i nagrania takiej perełki co potrafi lśnić nawet w najgorszym mroku. Mowa oczywiście o utworze Jeanne d'Arc z Destination i Company Of Angels z The Tides..... To musiało fanom pamietającym lepsze czasy zespołu wystarczyć.
Aż nadszedł rok 1998 i Eloy przedstawił swoje kolejne dokonanie. Ocean 2 - The Answer to płyta, w swoich założeniach, diametralnie odmienna od ostatnich propozycji grupy. Przede wszystkim mamy tu wyraźne nawiązanie do jednego z concept-albumów Eloy z lat 70-tych, choć jak dla mnie najsłabszego z nich, Ocean z 1977 r. Utwory wykazują iście progresywny, czasowy rozmach, a poza tym..... a poza tym jest po staremu biednie. Piszę te słowa z naprawdę ciężkim sercem bo sam naiwnie spodziewałem się wielkiego powrotu Franka i spółki na art-rockową scieżkę. Tymczasem założenia dość diametralnie rozmijają się z uzewnętrznioną treścią. Przyjrzyjmy się pierwszym minutom - Between Future And Past wprowadza przyjemny, rozmarzony nastrój, ale nawet żeńska wokaliza nie jest w stanie zatrzeć podobieństwa do początku Wish You Were Here Pink Floyd. Od nagrania tamtej wspaniałej płyty minął szmat czasu, więc może nikt sobie nie przypomni ;-) Ro Setau wchodzi fajnym, energicznym rytmem niemniej i to trzeba popsuć - szybko pojawia się mdły, żeński chórek, który przynudza melodią po prostu nieprzyzwoicie natrętnie kojarzącą się z niezapomnianym wokalnym popisem Iana Gillana w Child In Time - gdzie tu jednak do owej powalającej na kolana ekspresji jaką można nacieszyć uszy słuchając In Rock Deep Purple, przy Eloy pozostaje tylko uśmiech zażenowania. Przed końcem utworu pojawia się jeszcze zgrabny "refren" - daleko mu jednak do natchnionych partii z Ra - takich jak np. Dreams. Dalej jest nie lepiej - te anemiczne chórki, ten Frank wyśpiewujący po raz n-ty tę samą melodię, ta nuda ! Na dodatek gitara Bornemanna wydaje się jakby schowana ustępując pola klawiszom Michaela Gerlacha, który może już sobie jedynie pomarzyć o poziomie jaki prezentował na takim krążku jak Ra. Tutaj za bardzo jego gra trąci tandetnym, plastikowym opakowaniem co słychać zwłaszcza w solach na końcu takich utworów jak Ro Setau, Reflections From The Spheres Beyond czy tytułowym The Answer. Uff... sporo jak widać tych zarzutów, a czy jest cos ładnego, coś co uchroni recenzowaną produkcję przed kompromitującym wynikiem ? Na szczęście jest, choć niewiele tego. Może będzie to dość ładna melodia w Awakening Of Consciousness, może świetne nareszcie partie gitary Franka w Waves Of Intuition, może rozmach i dostojeństwo The Answer nagranego z udziałem The Prague Philharmonic Choir, może.... Tak czy inaczej Eloy zawiódł po raz kolejny i to tym bardziej, że porwał się z przysłowiową motyką na Słońce próbując, z miernym skutkiem, przypomnieć sobie własną chwałę z lat 70 - tych. Chwały nie ma, nie ma też żadnej ratującej perły. Do oceny końcowej dodaję oczko za dobre chęci, ale pamiętajmy co jest nimi wybrukowane...