„Oceany Cichych Włkań i Potężnych Ech”, czyli Eloy für dummies – odcinek 12
O ile zawartość „Time To Turn” mogła przynosić złudne wrażenie, że spadek formy jest jedynie przejściową niedyspozycją, o tyle „Performance” było dowodem, że zespół dopadło coś znacznie bardziej przewlekłego.
Najlepiej, że nie zaczyna się tak najgorzej. Owszem, jest prościej i nieco bardziej nośnie, ale wciąż na poziomie. „In Disguise” ma i mocny (szkoda, że nieco przygaszony) riff w refrenie i chwytliwe linie melodyczne, które wcale nie drażnią. Z kolei „Shadow & Light” jest ciekawie tu i ówdzie kokombinowany, sprawiając wrażenie, że zespół mimo wszystko wie dokąd zmierza.
Potem już jest niestety różnie. Instrumentalny „Mirador” nie wypada jeszcze najgorzej chociaż trudno oprzeć się wrażeniu, że w ciągu tych kilku minut za dużo ciekawego się nie dzieje. Następny w kolejności „Surrender” to już z kolei kaszalot wielkiej maści. Koszmarnie popowa partia fortepianu, mdły śpiew Bornemanna, do tego cały utwór prowadzony jest w dość kiczowatej linii, jakby z nastawieniem, że kawałek z uporem lepszej sprawy ma zawojować Top40.
Jeszcze w miarę przyzwoicie prezentuje się „Heartbeat”. Dość prosto prowadzony z niewyszukanymi partiami klawiszowymi oraz panoszącym się tu i ówdzie vocoderem jeszcze jakoś się prezentuje, choć ukryć się nie da, że kawałkowi do pomysłowości „Poseidon’s Creation”, czy „The Apocalypse” brakuje więcej niż trochę.
„Fools” znów jest fragmentem ocierającym się co najmniej o banał. Niby toto piosenkowe, niby mające mieć znamiona potencjalnego przeboju, ale na dobrą sprawę całość ratują jedynie dość chwytliwy refren oraz ewentualnie gitarowa solówka gdzieś pośrodku utworu. Niestey tylko to; no bo na pewno nie koślawy przewodni motyw klawiszowy i na pewno nie wytworzona dzięki temu dość mdła otoczka kompozycji.
Na szczęście zachowany na sam koniec „A Broken Fame” zawyża ogólne dość nijakie wrażenie „Performance” jako całości. Kompozycja dość sennie się rozwija, nabierając we wstępie nawet nieco psychodelicznego klimatu (głównie dzięki partii gitary), a nawet po kolejnych płynnych przejściach i zmianach tempa jest wciąż ciekawie. Nie ma tu jednak nic nadzwyczajnego, jednak ten zlepek kilku - jak się ostatecznie okazało nie najgorszych - pomysłów złożył się na coś co stworzyło więcej niż przyzwoite wrażenie. Owszem, refren może i prowadzony w zbyt nachalenej manierze, ale za to konkretna i surowa gitarowa solówka brzmi niezwykle na miejscu.
„Performance” nie jest taka zła jak ją właśnie namalowałem. Kilka kompozycji jest naprawdę dobrych. Niestety znalazło się tutaj miejsce miejsce dla kilku przeciętnych, a co gorsza (co nie miało miejsca na żadnej wcześniej płycie Eloy) również dla paru przysłowiowych gniotów, co brutalnie zaniża wartość krążka.
Wynik: 65. miejsce i zaledwie tydzień na listach, czyli w porównaniu do poprzednich płyt wynik równie nędzny jak bilans kadry Fornalika. Niestey nawet (długo wyczekaiwane) zainteresowanie brytyjskich mediów na nic się zdało. BBC1 zaszalała i wyemitowała w 1983 roku fragmenty występu kapeli; wprawdzie złożyły się nań zaledwie 4 kompozycje („On the Verge of Darkening Lights”,”Fools”, „Heartbeat”, „Through a Somber Galaxy”), ale lepsze to niż nic. Jednak perspektywa zaistnieniu na Wyspach nie podziała mobilizująco na Bornemanna i jego trupę. Grupa i tak pozostała w rozsypce.
O tym jednak już następnym razem.