Pamiętam jak cieszyłem się z zawartości poprzedniej studyjnej płyty zespołu „Ocean 2: The Answer”. Frank Bornemann poszedł po rozum do głowy i zamiast błądzić w nowofalowych i niby-gotyckich inspiracjach zazwyczaj z miernym („Destination”) lub fatalnym („Ra”) skutkiem zajrzał w końcu w skarbnicę przeszłości – bogatą w przypadku tego zacnego zespołu.
„Ocean 2” miał się okazać ostatnim w karierze zespołu. Na szczęście Bornemann w przeciwieństwie do polityków bierze pod uwagę głos ludu (w tym przypadku fanów) i po ich licznych prośbach dał się ponownie namówić na skrzyknięcie swojej załogi i wejście do studia.
„Visionary” odkrywcze nie jest i zapewne w założeniu samych muzyków nie miało takowe być. Eloy po prostu wykorzystuje swoje najlepsze patenty z poprzednich płyt, głównie tych z lat 80-tych. I całe szczęście, gdyż nowemu wydawnictwu muzycznie bliżej tuzom pokroju „Planets” i Time” To Turn” niż „Destination”, tym samym stając się naturalnym rozwinięciem „Ocean 2”. Tak więc są świetne melodie, progresywno-kosmiczne klimaty oraz... maniera wokalna Bornemanna. Nie ma co tu dużo ukrywać, ale niemiecki akcent Franka dla wielu był jednym z najbardziej drażniących w brzmieniu grupy, lecz muszę przyznać osobiście, że do niego przywykłem i dla mnie „angielszczyzna” Bornemanna jest tak samo nieodłącznym elementem brzemienia Eloy, jak śpiew Jona Andersona dla Yes.
Jedyne co może razić to niemal dosłowne zaciągnięcie pomysłów z poprzedniej studyjnej płyty; gdyby niezorientowanemu słuchaczowi puścić obie te płyty jednym ciągiem to miałby on niemały problem, aby odróżnić jedną od drugiej.
Może teraz krótko o wyróżniających się utworach. „The Challange” jest nawiązaniem do tytułowego utworu z płyty „Time To Turn” – ten sam rytm, instrumetalizacja, nawet żeńska linia melodyczna w chórkach pozostała ta sama jak z 1982 roku. Rodzielony cykl „The Secret”/”Mystery” na myśl przywodzi „Ro Seatu” z poprzedniej płyty. Najsłabiej natomiast wypada tylko „Summernight Symphony”, ocierająca się troszkę za bardzo o banalne brzmienie „Childhood Memories” z płyty „The Tides Return Forever”.
Płycie na pewno nie można zarzucić braku spójności, kolejne utwory łagodnie przechodzą jeden w drugi. Brzmienie i pomysły muzyczne nienaganne. Brakuje tutaj tylko troszkę przysłowiowego asa w rękawie: utworu, który zapada w pamięć po pierwszym przesłuchaniu i nie chce się stamtąd wydostać. Niemniej cieszę się, że „Visionary” ujrzało światło dzienne. Fajnie jest usłyszeć Eloy w tak dobrej formie.