Ocena:
8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
21.04.2009
(Recenzent)
Gazpacho — Tick Tock
Wiatr, piasek i gwiazdy…
Mijają dwa lata od czasu wydania przez Gazpacho ich ostatniego albumu. Nie będę ukrywał - „Night” była płytą, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Cały czas robi. Wspaniały klimat, melodie, wokal, jakieś trudne do uchwycenia piękno. Myślałem, że kolejne dzieło zespołu nie masz szans utrzymać tak wysokiego poziomu… Myliłem się i to bardzo.
Gazpacho postanowiło kontynuować drogę obraną przez „Night” i nagrać drugi w karierze album koncepcyjny. „Tick Tock” zainspirowane jest powieścią „Ziemia, planeta ludzi” (ang. „Wind, Sand and Stars”) autorstwa Antoine de Saint-Exupery. Oparta jest ona na autentycznym wydarzeniu z życia autora (który był pilotem) - katastrofy lotniczej na pustyni i wędrówki. Stąd też nazwa „Tick Tock”. Właśnie na taki klimat postawiło Gazpacho. Co tu dużo mówić – strzał w dziesiątkę.
Album otwierają potężne i ciężkie riffy „Desert Flight”. Za pierwszym przesłuchaniem te pierwsze dźwięki zabrzmiały troszkę dziwnie. Nie trzeba było jednak długo czekać, żeby poczuć klimat Gazpacho. Gitara klawiszowe pasaże, wszystko ozdobione mocnym, bardzo emocjonalnym wokalem . Niesamowita przeplatanka ciężkiego rockowego grania i uroku. Rzadko się to udaje tak dobrze. Utwór jak samolot w końcu się rozbija, uspokaja (co za momenty!) i...
Zaczynamy wędrówkę… Przy „The Walk” nie da się nie mieć przed oczami pustyni i nie poczuć pragnienia. Arabskie i indyjskie dźwięki, prażące słonko… Graliście w Prince of Persia? No właśnie… Wszystko jakby się gdzieś już słyszało w jakiś filmach, itp. Stereotypowa pustynia spod znaku „Aladdina”. Nie do końca. Gazpacho łączy te stereotypy z kompletnie odmiennymi i wydawałoby się niewspółgrającymi rozwiązaniami. Słychać to najbardziej na tytułowym kawałku. No powiedzcie mi gdzie znajdziemy na pustyni tykanie zegara? Nie takiego na rękę. No właśnie! A w „Tick Tock” zegar tyka prawie cały czas. A to przecież ponad 20 minut! Ale to tylko tło dla wszelakich smaczków. Radzę zwrócić uwagę na to, co się dzieje od szóstej minuty… Magia! Po prostu magia. Niepokój? Strach? Śmierć? Niesamowite uczucia budzi muzyka zarejestrowana na „Tick Tock”. Emocji jej nie brak. Partie skrzypiec, bębny, organy, flet… Wszystko ma swój moment, wszystko jest na swoim miejscu, wszystko idealnie wpasowuje się w klimat, często wbrew pozorom.
„Winter Is Never” tylko przypieczętowuje piękno tej płyty. Nie będę tego opisywał. To się czuje, przeżywa, smakuje.
Norwegom udała się ciężka sztuka nagrania płyty całkiem innej od poprzedniej, a przy tym równie wspaniałej… Może jeszcze lepszej? „Tick Tock” to kolejna wciągająca podróż. Oprócz często podkreślanego już przeze klimatu jest znakomicie wyprodukowana, zagrania i przede wszystkim zaśpiewana (wielkie ukłony dla pana Ohme!). Nie mam do czego i nie zamierzam się przyczepiać do niczego. Ten album to coś dla szukających piękna w muzyce.
9 gwiazdek. Jeżeli czytasz to na długo po opublikowaniu (>rok?) – dodaj jeszcze jedną.