W roku 1997 praktycznie każdy z występujących na żywo składów King Crimson doczekał się udokumentowania audio bądź wideo. Skład z lat 1981-1984 dokumentowały dwie kasety VHS, aktualny wtedy skład – podwójne trio – improwizowany zestaw „THRaKaTTaK” i koncert z Argentyny, do tego jeszcze DVD z Japonii. Skład z Wettonem i Brufordem pozostawił po sobie płytę „USA” oraz piękny, czteropłytowy wybór nagrań live „The Great Deceiver”. King Crimson czasów Collinsa, Burrella i Wallace’a miał – fakt, wtedy trudno osiągalny – zestaw „Earthbound”. A pierwszy skład, z Lake’em, McDonaldem i Gilesem? No właśnie – tu była luka wydawnicza. Robert Fripp postanowił wydać obszerny zbiór nagrań koncertowych King Crimson z roku 1969, by zapełnić tę lukę, a przy okazji boleśnie naciągnąć najwierniejszych fanów. Ale o tym w swoim czasie.
„Epitaph” to cztery płyty. Kilka sesji dla BBC, kilka ważnych koncertów. Efektowny przekrój działalności koncertowej składu Robert Fripp – Ian McDonald – Greg Lake – Michael Giles. Zestaw bardzo dobrze pokazuje, jak ten zespół nabierał siły. Jak potężniał z koncertu na koncert. Wystarczy pierwsza płyta zestawu: nagrania dla BBC, już pokazujące ogromny potencjał King Crimson AD 1969, acz nieco jeszcze zachowawcze, i późniejsze o kilka miesięcy nagrania ze Stanów Zjednoczonych: mocniejsze, bardziej agresywne. Co do repertuaru: dochodzi kilka rzeczy, których nie wydano na płytach Crimson do tej pory. Tak jak rozbudowana o improwizacje, odjechana wersja „Get Thy Bearings” Donovana. Jak nieco orientalna zespołowa kompozycja (improwizacja?) „Mantra”. Jak „Drop In” – utwór jeszcze z czasów efemerycznej formacji Giles Giles And Fripp. Jak zaśpiewana przez Milesa dość błaha piosenka „Travel Weary Capricorn”. Jak „A Man A City” – czyli wczesna wersja „Pictures Of A City”. Czy wreszcie jak efektowna adaptacja „Marsa, zwiastuna wojny” z suity „Planety” Gustawa Holsta.
Płyta ta pokazuje też słabości tego składu King Crimson. Ci muzycy byli znakomitymi wykonawcami – ale dużo gorszymi improwizatorami. Dość posłuchać improwizacji stanowiących przejście od „Travel Weary Capricorn” do „Marsa”: takie sobie instrumentalne brzdąkanie, bez polotu. To jeszcze nie ten skład Karmazynowego Króla, który improwizacje wyniesie na wyżyny rockowego grania. Ciekawiej wypadają improwizowane wstawki w „Get Thy Bearings” czy „A Man A City”.
Najciekawiej w całym zestawie wypada płyta nr 2. Zapis ostatniego koncertu tego wcielenia King Crimson, 14 grudnia 1969 w Fillmore West w San Francisco. Najlepszy dowód, że ten zespół rósł w siłę z koncertu na koncert… „Schizofrenik” nigdy wcześniej nie wypadł tak porywająco. (Dodajmy do tego dedykację dla ówczesnego wiceprezydenta USA Spiro Agnewa – wyjątkowo nielubianego przez ówczesną młodzież, czemu trudno się swoją drogą dziwić). I to piorunujące zwieńczenie w postaci „Marsa”. I Ian McDonald żegnający się na koniec z publicznością smutnym „Goodbye”… Piękny koncert.
Na tym kończy się wersja podstawowa „Epitaph”. Zainteresowani fani mogą sobie zamówić kolejne dwie płyty do kompletu (oczywiście nie za darmo…). I tu mamy do czynienia ze świństwem ze strony Frippa. Płyta numer trzy zawiera bowiem chyba najbardziej bootlegowany koncert tego składu – występ w sierpniu 1969 na festiwalu w Plumpton. Pirackich płyt z tym materiałem było sporo, w tym znany chyba wszystkim fanom „The Return Of The Crimson King – A Live Performance By King Crimson”. Do tego wersja z „Epitaph” ma iście bootlegową jakość dźwięku… Jednym słowem Robert oficjalnie wydał znany od dawna materiał, nic nie dodając do niego. „The Night Watch” zawierał przynajmniej kompletny zapis koncertu, do tego w porządnej jakości dźwięku… A fan niestety musiał kupić Plumpton, jeśli chciał koncert z Chesterfield. Zresztą nawet oceniany sam z siebie koncert robi takie sobie wrażenie: porządne wykonanie „Schizofrenika”, „The Court Of The Crimson King”, mocno rozciągnięta w czasie „Mantra”, trochę fajnego jamowania w środku „A Man A City”, niezła improwizacja przed „Marsem”… i tyle. Żadna rewelacja.
Koncert z Chesterfield jest lepszy. Choć został przedstawiony w wersji okrojonej: dwa utwory wypadły podobno z uwagi na problemy z melotronem. Znając Frippa, za parę lat ukaże się „Live In Chesterfield 1969” tym razem w pełnej wersji. Bo czemu nie?… Tu zwraca uwagę bardzo rozbudowane „Get Thy Bearings” – chociaż w jamowaniu panowie chwilami się gubią i nie bardzo wiedzą co zrobić ze sobą. No i „Mars” – wyjątkowo z wokalnym popisem Lake’a.
Jak wypada cały zestaw? No cóż – mam wrażenie, że okrojenie go do dwóch pierwszych płyt byłoby bardzo dobrą decyzją. Bo te dwie pierwsze płyty to – mówiąc potocznie – sam miód. Pomijając przekręt z płytą z Plumpton – trzecia i czwarta płyta po prostu nie wnosi nic nowego. Lepiej było wydać zamiast tego choćby słynny koncert z Hyde Parku 5 lipca 1969 plus na płycie czwartej zestaw najciekawszych wykonań poszczególnych utworów z różnych koncertów.
Generalnie – ciekawy dokument, który mógł być jeszcze ciekawszy. Dwie płyty znakomite, dwie płyty niezłe. Stąd nieco zaniżona ocena.