W ubiegłym roku dostaliśmy aż dwa wydawnictwa Pet Shop Boys. I to jakie. Najpierw bardzo dobry , studyjny album „Fundamental”, a w jesieni koncertowy , dwupłytowy album „Concrete”. PSB i album „na żywo” – jeszcze jakiś czas temu wzbudziłoby to pusty śmiech. Ale Pet Shopi trochę koncertują, to i mogli porwać się na takie przedsięwzięcie. Płyty koncertowe wykonawców popowych , a szczególnie bardzo popowych, jak duet Tennant-Lowe , nie są dla artystów zadaniem łatwym. Piosenka popowa jest z natury strukturą zamkniętą. Nie da się z niej zbyt wiele nowego „wycisnąć” na żywo. Zespoły rockowe mają łatwiej pod tym względem – mocniej, głośniej, ostrzej, wokalista bardziej się wydrze, instrumentaliści pohasają w solówkach – i już jest inaczej. A w Pet Shop Boys wokalista się nie wydrze, bo po prawdzie nie ma czym, jakieś nieziemskie solówki – też tego nie ma tu do czego przypiąć. Trzeba znaleźć inne sposoby - postawić na widowiskowość. Czego nie, ale na płycie audio raczej się to nie sprawdzi. Albo można zaangażować orkiestrę – też bardzo dobry pomysł. Sir Elton John przy takiej pomocy nagrał przepiękny album „Live in Australia”, jedną z najwspanialszych płyt koncertowych jakie znam. PSB aż tak dobrze się nie udało , ale efekt jest jak najbardziej godny poznania. Dodatkowo jeszcze, żeby nieco urozmaicić show zaproszono znamienitych gości – Robbie Williamsa, Ruphusa Wainwrighta. Ten drugi śpiewa w „zastępstwie” za Tennanta w „Casanowa in Hell” i ta wersja wypada znacznie lepiej niż nieco cukierkowa, studyjna.
Sam koncert odbył się 8-go maja ubiegłego roku w Londynie, w The Mermaid Theatre, a został wyemitowany przez BBC Radio 2 28-go maja między godzina 21:03 a 22:30 (a co, ze szczegółami :) ). Koncert jest starannie przygotowany, można powiedzieć, dokładnie wyreżyserowany. Nic tutaj nie puszczono na „żywioł” . Wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Można byłoby się zastanawiać, czy nie brakuje tu pewnej spontaniczności, bo wszystko takie „od linijki” . No nie wiem, czy w tym wypadku byłoby to pożądane. Zaplanowano pewien spektakl i zrealizowano go zgodnie z założeniami. Efekt? Do usłyszenia. Mnie się to bardzo podoba. Lista płac imponująca – dostępna na początku strony, pod tytułami utworów. Dodam tylko , ze producentem całości był Trevor Horn.
Repertuar jest dość przekrojowy, chociaż chyba najliczniej reprezentowana jest najnowsza płyta „Fundamental” – nie dziwi, promocja. Ale wybrano najlepsze rzeczy, głównie bardzo ładne ballady, w które „Fundamental” niespodziewanie, ale przyjemnie obrodził – „Luna Park”, „Casanova in Hell”, „Indefinite Leave to Remain”. Jest kilka utworów, które nie znalazły się na regularnych płytach Pet Shop Boys – na przykład „Friendly Fire”, „After All”. Nie zabrakło największych przebojów – „It’s A Sin” i tego, od którego wszystko się zaczęło – „West End Girls”. Jest jeszcze „Rent”, ale w zupełnie zmienionej orkiestrowej wersji, nie mającej wiele wspólnego z dyskotekowym oryginałem.
Mam do tego wydawnictwa dwa zastrzeżenia, które są raczej zwykłym czepialstwem. Pierwsze to z cyklu – „bo nie ma...” – brakuje mi „Go West”, „I Couldn’t Happen Here” i „King’s Cross”. Poza tym mogłoby być to nieco dłuższe – niecałe 90 minut, pozostawia niedosyt. Materiału by na pewno wystarczyło. Ale cieszmy się z tego co mamy, bo naprawdę jest się czym cieszyć. Dobrze jest czasami posłuchać czegoś z założenia mniej ambitnego, żeby się przekonać, że przyjemności ze słuchania przynosi to wcale nie mniej.
Moja ocena to 8, ale Agnieszka powiedziała, że mam dać 9. No to daję. Recenzja moja , ocena Agnieszki.